Ten o 'przeklętym' albumie z motywem Paryża.
Tyle podejść nie miała chyba żadna z moich prac co ten właśnie album.
Dłubać nad nim zaczęłam w listopadzie, próbowałam coś skubnąć w grudniu, ale szybko schowałam zabawki do szuflady, po to, aby w lutym poniekąd pod presją czasu, ukończyć go
i dać przyjaciółce w prezencie na jej pierwsze 'dzieścia'.
i dać przyjaciółce w prezencie na jej pierwsze 'dzieścia'.
Album niby prosty, ot szaro - różowy motyw zabarwiony Paryżem, a przysporzył mi chyba najwięcej problemów ze wszystkich albumików jakie do tej pory wyszły spod moich rąk (czyli całe 10). Podczas setnej chyba już konsultacji z Anią, został nawet żartobliwie nazwany 'przeklętym' czy tam 'pechowym' - zwał jak zwał. Z reguły nie mam problemu z wyborem motywu, tła czy innych popierdółek, które tam przyklejam, ale tu w ogóle nie mogłam się zdecydować (mówiłam już, że niesamowicie się cieszę, że mam Anie i jej czujne oko? bo inaczej nie widziałabym dobrego zakończenia dla tej pracy, w chwili załamania już chciałam wszystko robić od nowa i wybierać nową okładkę).
Koniec końców z całokształtu jestem nawet zadowolona, solenizantka chyba też, a to dla mnie najważniejsze. Najwięcej frajdy sprawiło mi tworzenie środka, bo mogłam wyklejać kolejne zakładeczki i kieszonki, czyli to co w albumach podoba mi się najbardziej.
I powiem Wam, że tak mi się marzy zobaczyć kiedyś któryś z moich albumów uzupełniony
w zdjęcia i inne ozdobniki... :D
w zdjęcia i inne ozdobniki... :D
Buziaki,
M.
P.S. Czasami jestem sierotka i zapominam zrobić zdjęcia gotowej pracy, ale jeśli tylko będę miała możliwość zrobić lepsze zdjęcia tego albumu, to zaraz je podmienię i dodam jeszcze kilka :)