Pages

  • Strona główna
  • O mnie
  • Kontakt
Martosława

Witaj!

Witaj!
Marta, stawiająca swoje pierwsze kroki w dorosłości studentka architektury krajobrazu w Lublinie. Pochodzi ze śląska, a dokładniej z Jaworzna. Urodzona 19 października 1996 r. Uwielbia podróżować, czytać książki, fotografować, i namiętnie oglądać seriale. W życiu codziennym towarzyszy jej muzyka, wyobraźnia i kapryśna kotka imieniem Kluska. W czasie wolnym tworzy listy, albumy, czy inne handmadowo - scrapbookingowe stwory. Uważa, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, a pojęcie 'beztalencia' praktycznie nie istnieje. Na swoim blogu pisze o sobie i o wszystkim co ją cieszy. Pokazuje swoje życie, inspiracje, hobby, twórczość. Ma nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie uśnie po pierwszej linijce tekstu ;)

Obserwatorzy

Home Archive for lutego 2017

Ten o 'one day trip'. Gdańsk i Sopot.


Tak jak już wspominałam w poprzednim poście, małe, nadmorskie miasteczka zimą wyglądają na opuszczone. Większość lokali była zamknięta na cztery spusty, dlatego nie zostaliśmy długo we Władysławowie. Po krótki spacerze udaliśmy się na stację i wróciliśmy do Gdańska.

Gdańsk jest piękny. Nie przypominam sobie, żebym miała okazje wcześniej zwiedzić to miasto, dlatego podwójnie się cieszę, że tyle udało nam się zobaczyć tego jednego dnia. 
To miasto ma swój niepowtarzalny urok. Patrząc na szczyty kamienic można zobaczyć cały przekrój architektonicznych stylów - od gotyku, przez renesans, barok, aż po oszczędne w detalu szczyty kamienic klasycystycznych. Co ciekawe style przeplatają się ze sobą - obok szczytu klasycystycznego zobaczymy barokowy, a dalej gotycki i tak na przemian. Podążanie wzrokiem za kolejnymi zwieńczeniami fasad to dość ciekawa lekcja historia architektury.  



Spacerując uliczkami co rusz za rogiem trafiała się jakaś mała, urocza uliczka, czy ciekawy zaułek i tak zaglądając to tu, to tam, trafiliśmy do 'Pyra Bar'. Jak bardzo za ziemniakami nie przepadam, tak zapiekanka z ziemniaków czy pasztet podbiły moje podniebienie! 
Oprócz miejsca na obiad trafiliśmy na 'szafę gdańska', jest to pewnie dość często odwiedzane przez turystów miejsce, ale jak dla mnie miało niesamowity klimat! Mały sklepik z pamiątkami
i innymi pierdółkami, które wyglądały jakby dopiero co były znalezione na starym okręcie. 


Będąc w innych miastach bardzo lubię szukać ciekawostek na temat najczęściej uczęszczanych miejsc, pomników czy charakterystycznych obiektów. Wśród Kaszubów gdański Neptun nazywany jest Krësztofem. Zgodnie z legendą każdy, kto przyjedzie do miasta po raz pierwszy, musi pocałować rzeźbę poniżej pleców (kusznąc Krësztofa w rzëc).






I tak resztę dnia spędziliśmy w Gdańsku spacerując uliczkami, oglądając piękne kamienice, żurawia i zachód słońca nad Motławą. Wieczorem pojechaliśmy jeszcze na chwilę do Sopotu pospacerować po molo, zjeść coś i koło 24 wróciliśmy do Gdańska, żeby stamtąd już wrócić do Katowic. 


Cieszę się bardzo, że miałam okazję pojechać zimą nad morze i pospacerować wśród tylu ładnych zakątków. Mam nadzieję, że będę miała okazję pojechać tam jeszcze latem, bo na mojej liście jest jeszcze parę ciekawych plaż i atrakcji takich jak np marsz śledzie.

Buziaki,
M.

Ten o 'one day trip'. Władysławowo.


 Ostatni raz nad polskim morzem byłam mając około 13 lat i do tej pory nie złożyło się, żeby móc pojechać tam na dłużej. Zimą nad Bałtykiem nie byłam nigdy, ale teraz trafiła się okazja i tak walentynki spędziłam spacerując po plaży we Władysławowie.

Wyjazd był trochę spontaniczny, trochę szalony i trochę męczący. W poniedziałek wieczorem wyjechaliśmy PolskimBusem z Katowic, około 4 nad ranem byliśmy już w Gdańsku, żeby tam spędzić cały dzień i koło 24 wrócić z powrotem do Katowic. 

Z Busa udaliśmy się od razu na skmke do Władysławowa i już koło 6 spacerowaliśmy po plaży
w oczekiwaniu na wschód słońca. Morze o tej porze roku jest piękne! Widok zdecydowanie rekompensuje 4 stopnie, wiatr i odmarznięte ręce. 
Wschód słońca nie był zbyt powalający, dlatego nie było co dłużej marznąć na plaży i poszliśmy poszukać miejsca na śniadanie. Nie było to wbrew pozorom łatwe. Miasto wyglądało na wymarłe i opuszczone. Co drugi lokal był zabity deskami czy zamknięty na kłódkę. Koło 9 znaleźliśmy otwartą knajpkę co było wybawieniem dla odmarzniętych kończyn. 
Już około 10 zaczęło robić się cieplej, dlatego wróciliśmy na plaże, żeby jeszcze chwilę pospacerować brzegiem morza.




Buziaki,
M.

Ten o Krakowie.

Ostatnimi czasy do Krakowa wpadałam
z krótką wizytą, częściej bardziej na noc niż na dzień, więc spacery ulubionymi uliczkami nie wchodziły w grę. Nie raz złapałam się też na tym, że większą radość sprawia mi fakt, że zobaczę moich przyjaciół którzy wyjechali tam na studia, niż samo to, że jestem w Krakowie. 

W trakcie zimowych ferii, z Lublina, przyjechałam z moją studencką przyjaciółką, dla której wizyta na śląsku jest tym, czym dla mnie wyjazd do Warszawy - dla niej to codzienność, a dla mnie wielka radość z każdej 'atrakcji'. Tak samo było w przypadku Krakowa - dla mnie to miasto to stary przyjaciel, którego odwiedzam dość często, a ona bywa tam rzadko. Miło było powolnym krokiem obejść ulicę Floriańską, rynek, Wawel
i okoliczne uliczki, usiąść na chwilę przy sukiennicach, przywitać się z Adasiem
i zrobić milionowe zdjęcie kościoła Mariackiego. 




Oprócz spaceru i spotkania z moimi znajomymi wreszcie udało nam się iść do MOCAKa! Było to moje postanowienie na rok 2016, ale nie wyszło - początkiem roku 2017 trzeba było wykorzystać okazję!

Nie jestem do końca przekonana, czy sztuka nowoczesna to moje klimaty. Może to ja jej nie rozumiem, a może jestem aż tak nieczuła na uczucia artysty, że nie potrafię tego odczytać ? Nie wiem. Mam parę elementów z wystaw, które mi przypadły do gustu i których interpretacja mi się spodobała, ale ciągle z tył głowy siedzi mi myśl, której nie mogę się pozbyć - a mianowicie, że cała ta otoczka cudowności i to jak wielu młodych ludzi chętnie odwiedza to miejsce, to w dużej mierze zasługa 'literkowej ściany', z której i u mnie nie mogło zabrakło zdjęć.


To był bardzo intensywny dzień. Cieszę się, że mogłam pokazać Amelce moje ulubione miejsca
i spędzić ten dzień zarówno z nią, jak i z moimi przyjaciółmi. Spontaniczne spotkania zawsze wychodzą najlepiej, chociaż po winie niekoniecznie najlepiej wychodzi się na pociąg!

Buziaki,
M.



Ten o 'Jeziorze Łabędzim'.

Tuż przed ostatnim egzaminem, ponownie przyjechał do mnie mój brat i poszliśmy na kolejną kinową transmisję baletu - tym razem Jezioro Łabędzie. Ten spektakl był moim marzeniem,
i poniekąd się spełniło się ono chociaż w połowie - Występ zobaczyłam, ale nie na żywo. 


Całym występem byłam oczarowana! Choreografia, muzyka, piękne stroje... aż żałuję, że trwało to tak krótko. Balet to przepiękny taniec i zawsze podziwiałam ludzi, którzy 'siedzą' w tym zawodowo. 
Mam nadzieję, że jeszcze kiedy uda mi się zobaczyć Jezioro Łabędzie na żywo, i tak jak sobie zaplanowałam będzie to w teatrze Bolszoj w Rosji.

Lubicie balet? 

Buziaki,
M.

Filmowe piątki: ten o 'Planecie singli'

Uwielbiam komedie, łzawe romansidła i inne typowo kobiece odmóżdżacze. Trudno jest mnie zaskoczyć jakimś tytułem, bo znaczną większość filmów z tych kategorii już widziałam,
a szkoda, bo to czasami utrudnia wybór 'na luźny wieczór'. Ale ja nie o tym, dzisiaj będzie
o filmie - polskim filmie. Nie przepadam za polskimi filmami... zdarzają się wyjątki jak "Wkręceni", "Lejdis" czy "Jak się pozbyć cellulitu", ale generalnie polskich produkcji nie lubię. Ubiegłoroczny hit walentynek widziałam kilka razy i jak bardzo za polskimi filmami nie przepadam, tak ta produkcja skradła moje serce.


Ania jest nauczycielką muzyki w szkole podstawowej, w walentynki umawia się przez internet na randkę w ciemno, ale niestety zostaje wystawiona. W restauracji w której czeka, zauważa ją Tomek - telewizyjny prezenter, celebryta i zapatrzony w siebie podrywacz. Długo nie musimy czekać na to aby Tomek zagadał do Ani licząc na łatwą zdobycz, jednak ku jego zdziwieniu kobieta nie jest zdesperowaną panną, tylko ma swoje zasady i szuka miłości, a nie przelotnego romansu. Cała ich rozmowa nie trwa długo, ale tyle wystarczy Tomkowi aby zrobić z tego zabawną scenkę w swoim programie. Ku zaskoczeniu wszystkich, kabaretowa Hania zyskuję wielką sławę, a Tomek jest zmuszony prosić jej pierwowzór o pomoc - niechętnie bo niechętnie, ale wreszcie dochodzą do porozumienia, ponieważ Tomek walczy o pozycję i sławę, a Anna
o wymarzony fortepian dla swojego szkolnego koła muzycznego. Zasady są proste: ona umawia się na randki poprzez popularną aplikację do randkowania "Planeta singli", po czym zdaje relacje ze spotkań, on natomiast tworzy z tego skecze do programu. Umowa obowiązuje do końca sezonu bądź do momentu w którym Ania się nie zakocha... no właśnie. Miłość. Przewidywalnie bądź nie, nasi bohaterowie się do siebie zbliżają, ale aby nie było tak łatwo, do gry wraca walentynkowa randka Anny. Akcja zmienia się niczym w kalejdoskopie, a kiedy jesteśmy pewni tego co za chwilę się zdarzy, zostajemy mile zaskoczeni. 
Aby romantyczna sielanka naszych bohaterów nie wyszła nam w pewnym momencie bokiem, do fabuły zostały dodane miłosne perypetie przyjaciółki Ani - Oli i jej męża, a jednocześnie przełożonego Anny - Bogdana, a także troszeczkę goryczy w postaci zaborczej, a także wydawać by się mogło, nieczułej matki głównej bohaterki.

Po pierwszych minutach filmu na myśl nasunęła mi się od razu "Brzydka prawda" i myślę sobie, że przecież nie mogli zrobić czegoś aż tak oczywistego... na szczęście akcja się rozkręciła.
Całość jakoś ze sobą powiązana i jakoś posklejana tworzy na przemian wzruszającą, na przemian zabawną opowieść, która w pełni skradła moje serce. Zakończenie jak dla mnie było do bólu urocze i do bólu idealne, a pierwsze co przyszło mi do głowy po wyskoczeniu napisów końcowych to rada, aby uważać czego sobie życzymy, bo nigdy nie wiemy kiedy nasz rycerz na białym koniu wyskoczy zza roku... dosłownie.
Chciałabym, aby w galaktyce polskiego kina pojawiło się więcej takich "Planet".

Widzieliście to cudo, czy jednak nie ciągnie Was do polskich filmów ?
Buziaki,
M.
Subskrybuj: Posty ( Atom )

Instagram

Archiwum

  • ►  2018 (17)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2017 (56)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (9)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (3)
    • ▼  lutego (5)
      • Ten o 'one day trip'. Gdańsk i Sopot.
      • Ten o 'one day trip'. Władysławowo.
      • Ten o Krakowie.
      • Ten o 'Jeziorze Łabędzim'.
      • Filmowe piątki: ten o 'Planecie singli'
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (75)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (6)
    • ►  września (10)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (44)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (4)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2014 (19)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (120)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2012 (99)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (44)
    • ►  października (29)
    • ►  września (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Distributed By My Blogger Themes | Designed By BThemez