Pages

  • Strona główna
  • O mnie
  • Kontakt
Martosława

Witaj!

Witaj!
Marta, stawiająca swoje pierwsze kroki w dorosłości studentka architektury krajobrazu w Lublinie. Pochodzi ze śląska, a dokładniej z Jaworzna. Urodzona 19 października 1996 r. Uwielbia podróżować, czytać książki, fotografować, i namiętnie oglądać seriale. W życiu codziennym towarzyszy jej muzyka, wyobraźnia i kapryśna kotka imieniem Kluska. W czasie wolnym tworzy listy, albumy, czy inne handmadowo - scrapbookingowe stwory. Uważa, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, a pojęcie 'beztalencia' praktycznie nie istnieje. Na swoim blogu pisze o sobie i o wszystkim co ją cieszy. Pokazuje swoje życie, inspiracje, hobby, twórczość. Ma nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie uśnie po pierwszej linijce tekstu ;)

Obserwatorzy

Home Archive for marca 2017

Ten o weekendzie we Lwowie.


Jako, że jestem ze śląska nie bardzo było mi do tej pory po drodze odwiedzić naszych sąsiadów ze wschodu. Studiując w Lublinie ta odległość znacznie się zmniejszyła i tak ostatnio, razem
z przyjaciółką, miałyśmy okazję zwiedzić Lwów. Cała wycieczka trwała trzy dni i jak to na takich krótkich wycieczkach bywa, wszystko robi się znacznie szybciej. W przypadku tej wycieczki, nie mam wrażenia, że działo się to za szybko. Przewodniczka pomimo, iż narzuciła szybkie tempo, to opowiadała o wszystkim bardzo ciekawie i rzucała różnymi ciekawostkami,
a oprócz tego było mnóstwo czasu na spokojne rozejrzenie się po okolicy, zrobienie zdjęć i na samodzielny spacer.

W piątek jedyne na co się załapaliśmy to szybki, nocny spacer, ponieważ na granicy spędziliśmy ponad cztery godziny. Lwów w piątkowy wieczór, w porównaniu do Lublina, jest bardzo spokojny
i wręcz wymarły. 




Sobota była typowo turystycznym dniem. Zwiedziliśmy miasto, muzea, kościoły i kapliczki. 
To co najbardziej spodobało mi się podczas tego spaceru to czarna kamienica, którą spośród innych kamienic wyróżnia nie tylko piękna, renesansowa fasada, ale również fakt, że kiedyś była biała, a kolor zmieniła ze starości.
Drugą kamienicą która przykuła moją uwagę, była kamienica której fasada była wyłożona przeróżnymi pocztówkami. Jak się później okazało nie był to budek poczty (musiałam źle usłyszeć przewodniczkę), a kawiarnia, która w środku skrywała jeszcze większą ilość pocztówek i inne klimatyczne ozdoby. 
Trzecia rzecz która mnie zainteresowała to murale - były w przeróżnym miejscach, formach, wielkościach i tematach. Niektóre nowe, inne stare i obdrapane. Z jednej strony kolorowy mural wybijający się na tle kamienic, a kilka kroków dalej, w bramie, przy wejściu do kościoła inny mural przedstawiający Matkę Bożą.


W dzisiejszych czasach mamy dostępnych ogrom miejsc w których możemy coś zjeść, napić się kawy, czy posiedzieć ze znajomymi lub rodziną. Każdy lokal walczy o klienta jak tylko może,
a we Lwowie chyba najczęściej uczęszczanymi miejscami są wszelkiej maści manufaktury, bo można je spotkać tam na każdym kroku... Manufaktura pierników, czekolady, kawy, cukierków, lizaków, mydła... Nasz wzrok przyciągają, oprócz ogromnych kolejek, piękne wystawy a na nich kolorowe domki, zamki i mini miasteczka zrobione w całości z piernika, czekolady czy lizaków.



Zwiedzając nowe miejsca, bardzo lubię detale. Na małe rzeźby czy obrazki które są gdzieś upchnięte, a na które nikt nie zwraca uwagi. We Lwowie najwięcej uroku kryło się na sufitach... Bogato zdobione kopuły (jak np ta w kaplicy Boimów) czy szklane sufity z ogromnymi żyrandolami, które pierwsze co, to nasuwały na myśl szklane domy z "Przedwiośnia". 

Nie przepadam za zwiedzaniem muzeów, ale stety niestety na tego typu wycieczkach ciągają nas po wszystkich możliwych... w tym wypadku moją uwagę bardziej skupili uczniowie szkoły plastycznej którzy odwzorowywali obrazy i piękne zdobienia na portalach drzwiowych i na ścianach... 


W niedzielę, z samego rana 'skoczyliśmy' na szybką przejażdżkę po mieście, zobaczyć cmentarz Łyczakowski, a także operę Lwowską, a resztę przedpołudnia i południe spędziłyśmy na spacerze. Po obiedzie znów czekała nas kilkugodzinna podróż i trzy godzinny postój na granicy...


Wycieczka do Lwowa była pewnego rodzaju podróżą w czasie. Hotel był bardzo nowoczesny, ale tuż po przekroczeniu wejścia głównego, można było poczuć się jak w innym czasie - samochody, autobusy czy karetki jakby były wyjęte z poprzedniego stulecia. 
Przeważnie nie mam problemu z dogadaniem się w sklepie albo w restauracji, ale tym razem poległam przy Grażdance. Cóż z tego, że Ukraińcy rozumieją trochę po Polsku, kiedy nie wiem jak zapytać o rzecz zapisaną dziwnymi znaczkami? Na następną wycieczkę nie pozostaje nic innego jak nauczenie się czytania owych znaczków, ale znalezienia sobie miłego tłumacza :P 
 Mieliście kiedyś okazję być we Lwowie? 
Buziaki,
M.






Ten o dniu kobiet.

Drogie Panie!

Z okazji naszego dnia, życzę Wam wszystkim dużo radości! Uśmiechajmy się do siebie i dzielmy szczęściem! Samych wspaniałości!

Ten o chmurkowym albumie dla Antosia.

Są takie projekty w które angażuje się na 110% i ten był właśnie jednym z takich. Bardzo zależało mi na tym, aby ten album był wyjątkowy, ponieważ był dla wyjątkowych osób i jednej małej osóbki która w chwili wręczania albumu miała pojawić się już niedługo na świecie. 
Jeżdżąc do Warszawy pomieszkuję u kuzynów i to właśnie im chciałam się odwdzięczyć za gościnę i wspólnie spędzany czas, ale także dać im od siebie coś, co sprawi, że na buzi przyszłej mamy-maniaczki-fotografii pojawi się uśmiech. 



Pomysłów miałam milion, zapisanych zakładek w telefonie i na laptopie z inspiracjami jeszcze więcej, w kalendarzu co rusz zapisywałam kolejne rozwiązania, część stron miałam nawet rozrysowane. Pomysł na okładkę miałam już w chwili, kiedy dowiedzieliśmy o dzieciątku i to do końca pozostało niezmienne. Pierwotnie jednak album miał być w formie książeczki 'mój pierwszy roczek', którą daje się rodzicom, aby mogli zapisywać pierwsze słowa dziecka, odrysować rączkę, wkleić kosmyk włosów. Drzewo genealogiczne, kieszonki, zakładki, obrazki... chciałam upchnąć tam tak wiele dodatkowych 'atrakcji', że momentami zastanawiałam się, czy zostanie trochę miejsca na zdjęcia. Problem poniekąd rozwiązał się sam, kiedy przyszli rodzice dostali wyżej wymienioną książkę i nie było sensu aby posiadali dwie. Zmieniłam koncepcje
o 180 stopni i wyluzowałam z dodatkami. Powstał pastelowy, 'czysty' albumik dla Antosia,
a w pakiecie były różnego rodzaju wycinanki, tekturki i naklejki które będą tylko dodatkiem do zdjęć. 

 Motywem przewodnim jak już możecie zauważyć są chmurki, kolorystyka kręci się wokół błękitów, bieli, szarości i pomarańczu, a gdzieniegdzie rzucone są pastelowe, wzorzyste karty. 
Okładka jak możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej ma okienko - był to najtrudniejszy element do zrobienia i zajął mi zdecydowanie najwięcej czasu. Ale nie jest to też zwykła 'dziura' - jest to shaker box w którym znajdują się małe stópki i gwiazdki, czyli nawiązania do bobasa i do nieba. 


Na niektóre strony przykleiłam ozdobne tekturki przemalowane na kolor błękitny, niektóre zostały ozdobione kolorowymi taśmami, jednak większość ozdób była w kieszonce, którą później będzie można gdzieś przykleić i schować do środka pukiel włosków, ząbek, a może pierwszy rysunek ?







Wymyślanie kieszonek, zakładek i wszelkiej maści zakamarków to moja ulubiona część tworzenia każdego albumu. Jest to nie tylko dodatkowe miejsce na zdjęcia, ale odkrywanie kolejnych kart to też fajna zabawa podczas oglądania takiego albumy. W tym, oprócz tradycyjnych kieszonek i rozwiązań które na pewno nie raz widzieliście w moich albumach, umieściłam moją ulubioną formę schowka w postaci harmonijkowego mini albumiki w albumie. Niepozorna półkarta, na której spokojnie zmieści się zdjęcie, a po otwarciu w środku możemy znaleźć kilka - kilkanaście dodatkowych kart.




I tak prezentuje się całość. Jestem bardzo zadowolona z tego albumu, chociaż po czasie kilka rzeczy rozwiązałabym w inny sposób. Niemniej jednak z ogromną przyjemnością czytam i oglądam jak album się zapełnia i nie mogę się doczekać, aż go obejrzę kiedy będzie wypełniony w całości!

Co myślicie o takich prezentach?

Buziaki,
M.
Subskrybuj: Posty ( Atom )

Instagram

Archiwum

  • ►  2018 (17)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ▼  2017 (56)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (9)
    • ►  kwietnia (7)
    • ▼  marca (3)
      • Ten o weekendzie we Lwowie.
      • Ten o dniu kobiet.
      • Ten o chmurkowym albumie dla Antosia.
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (75)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (6)
    • ►  września (10)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (44)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (4)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2014 (19)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (120)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2012 (99)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (44)
    • ►  października (29)
    • ►  września (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Distributed By My Blogger Themes | Designed By BThemez