Ten o weekendzie we Lwowie.
Jako, że jestem ze śląska nie bardzo było mi do tej pory po drodze odwiedzić naszych sąsiadów ze wschodu. Studiując w Lublinie ta odległość znacznie się zmniejszyła i tak ostatnio, razem
z przyjaciółką, miałyśmy okazję zwiedzić Lwów. Cała wycieczka trwała trzy dni i jak to na takich krótkich wycieczkach bywa, wszystko robi się znacznie szybciej. W przypadku tej wycieczki, nie mam wrażenia, że działo się to za szybko. Przewodniczka pomimo, iż narzuciła szybkie tempo, to opowiadała o wszystkim bardzo ciekawie i rzucała różnymi ciekawostkami,
a oprócz tego było mnóstwo czasu na spokojne rozejrzenie się po okolicy, zrobienie zdjęć i na samodzielny spacer.
z przyjaciółką, miałyśmy okazję zwiedzić Lwów. Cała wycieczka trwała trzy dni i jak to na takich krótkich wycieczkach bywa, wszystko robi się znacznie szybciej. W przypadku tej wycieczki, nie mam wrażenia, że działo się to za szybko. Przewodniczka pomimo, iż narzuciła szybkie tempo, to opowiadała o wszystkim bardzo ciekawie i rzucała różnymi ciekawostkami,
a oprócz tego było mnóstwo czasu na spokojne rozejrzenie się po okolicy, zrobienie zdjęć i na samodzielny spacer.
W piątek jedyne na co się załapaliśmy to szybki, nocny spacer, ponieważ na granicy spędziliśmy ponad cztery godziny. Lwów w piątkowy wieczór, w porównaniu do Lublina, jest bardzo spokojny
i wręcz wymarły.
i wręcz wymarły.
Sobota była typowo turystycznym dniem. Zwiedziliśmy miasto, muzea, kościoły i kapliczki.
To co najbardziej spodobało mi się podczas tego spaceru to czarna kamienica, którą spośród innych kamienic wyróżnia nie tylko piękna, renesansowa fasada, ale również fakt, że kiedyś była biała, a kolor zmieniła ze starości.
Drugą kamienicą która przykuła moją uwagę, była kamienica której fasada była wyłożona przeróżnymi pocztówkami. Jak się później okazało nie był to budek poczty (musiałam źle usłyszeć przewodniczkę), a kawiarnia, która w środku skrywała jeszcze większą ilość pocztówek i inne klimatyczne ozdoby.
Trzecia rzecz która mnie zainteresowała to murale - były w przeróżnym miejscach, formach, wielkościach i tematach. Niektóre nowe, inne stare i obdrapane. Z jednej strony kolorowy mural wybijający się na tle kamienic, a kilka kroków dalej, w bramie, przy wejściu do kościoła inny mural przedstawiający Matkę Bożą.
W dzisiejszych czasach mamy dostępnych ogrom miejsc w których możemy coś zjeść, napić się kawy, czy posiedzieć ze znajomymi lub rodziną. Każdy lokal walczy o klienta jak tylko może,
a we Lwowie chyba najczęściej uczęszczanymi miejscami są wszelkiej maści manufaktury, bo można je spotkać tam na każdym kroku... Manufaktura pierników, czekolady, kawy, cukierków, lizaków, mydła... Nasz wzrok przyciągają, oprócz ogromnych kolejek, piękne wystawy a na nich kolorowe domki, zamki i mini miasteczka zrobione w całości z piernika, czekolady czy lizaków.
a we Lwowie chyba najczęściej uczęszczanymi miejscami są wszelkiej maści manufaktury, bo można je spotkać tam na każdym kroku... Manufaktura pierników, czekolady, kawy, cukierków, lizaków, mydła... Nasz wzrok przyciągają, oprócz ogromnych kolejek, piękne wystawy a na nich kolorowe domki, zamki i mini miasteczka zrobione w całości z piernika, czekolady czy lizaków.
Zwiedzając nowe miejsca, bardzo lubię detale. Na małe rzeźby czy obrazki które są gdzieś upchnięte, a na które nikt nie zwraca uwagi. We Lwowie najwięcej uroku kryło się na sufitach... Bogato zdobione kopuły (jak np ta w kaplicy Boimów) czy szklane sufity z ogromnymi żyrandolami, które pierwsze co, to nasuwały na myśl szklane domy z "Przedwiośnia".
Nie przepadam za zwiedzaniem muzeów, ale stety niestety na tego typu wycieczkach ciągają nas po wszystkich możliwych... w tym wypadku moją uwagę bardziej skupili uczniowie szkoły plastycznej którzy odwzorowywali obrazy i piękne zdobienia na portalach drzwiowych i na ścianach...
W niedzielę, z samego rana 'skoczyliśmy' na szybką przejażdżkę po mieście, zobaczyć cmentarz Łyczakowski, a także operę Lwowską, a resztę przedpołudnia i południe spędziłyśmy na spacerze. Po obiedzie znów czekała nas kilkugodzinna podróż i trzy godzinny postój na granicy...
Wycieczka do Lwowa była pewnego rodzaju podróżą w czasie. Hotel był bardzo nowoczesny, ale tuż po przekroczeniu wejścia głównego, można było poczuć się jak w innym czasie - samochody, autobusy czy karetki jakby były wyjęte z poprzedniego stulecia.
Przeważnie nie mam problemu z dogadaniem się w sklepie albo w restauracji, ale tym razem poległam przy Grażdance. Cóż z tego, że Ukraińcy rozumieją trochę po Polsku, kiedy nie wiem jak zapytać o rzecz zapisaną dziwnymi znaczkami? Na następną wycieczkę nie pozostaje nic innego jak nauczenie się czytania owych znaczków, ale znalezienia sobie miłego tłumacza :P
Mieliście kiedyś okazję być we Lwowie?
Buziaki,
M.
Piękne miasto, mam nadzieję, że będzie mi kiedyś dane zwiedzić.
OdpowiedzUsuńMarzę o odwiedzeniu Lwowa. Przepiękne miejsce. zazdroszczę wycieczki ;)
OdpowiedzUsuńJejku, jak tam pięknie. Ależ zazdroszczę. Ja nigdy za granicą nie byłam, a co dopiero mówić o tak cudownym Lwowie. Może kiedyś jeszcze będzie mi dane tam pojechać i zobaczyć takie widoczki na żywo, a nie na zdjęciach (mimo, że cudownych ;D)
OdpowiedzUsuńpiękne barwne miasto warte obejrzenia;)
OdpowiedzUsuńJuż od dawna myśle o zwiedzeniu Lwowa:) Wiele osób chwali to miasto ;)
OdpowiedzUsuńObserwujemy? zacznij i daj znać u mnie ;)
www.jagglam.blogspot.com
Nigdy tam nie byłam, ale miasto jest piękne i warte odwiedzenia :)
OdpowiedzUsuńWow! Lwów - jak tam wspaniale!
OdpowiedzUsuńZ przeogromną chęcią bym się wybrała. Szczerze mówiąc - to moje marzenie już od jakiegoś czasu.
Taka podróż w czasie na pewno była wspaniała.
Pozdrawiam! :)
Nigdy nie nie ciągnęło do Lwowa, ale przyznam, że przeczytaniu posta i obejrzeniu zdjęć, jakoś zmieniło mi się nastawienie, wydaje mi się przyjemniejszy. Może jednak kiedyś warto byłoby zahaczyć i pozwiedzać :)
OdpowiedzUsuń