Pages

  • Strona główna
  • O mnie
  • Kontakt
Martosława

Witaj!

Witaj!
Marta, stawiająca swoje pierwsze kroki w dorosłości studentka architektury krajobrazu w Lublinie. Pochodzi ze śląska, a dokładniej z Jaworzna. Urodzona 19 października 1996 r. Uwielbia podróżować, czytać książki, fotografować, i namiętnie oglądać seriale. W życiu codziennym towarzyszy jej muzyka, wyobraźnia i kapryśna kotka imieniem Kluska. W czasie wolnym tworzy listy, albumy, czy inne handmadowo - scrapbookingowe stwory. Uważa, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, a pojęcie 'beztalencia' praktycznie nie istnieje. Na swoim blogu pisze o sobie i o wszystkim co ją cieszy. Pokazuje swoje życie, inspiracje, hobby, twórczość. Ma nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie uśnie po pierwszej linijce tekstu ;)

Obserwatorzy

Home Archive for sierpnia 2018

Ten o national insurance number (NINO)

Pisałam już wcześniej, że miałam umówione spotkanie w sprawie NINO (national insurance number), a w poprzednim poście wspomniałam, że już jestem po spotkaniu. Chciałabym przybliżyć trochę jak wyglądało to spotkanie, o co mnie pytano i jak je dostałam.
Moje spotkanie w revenue wywołało dość spore zamieszanie na magazynie i nie wiem na ile jest to prawdziwa informacja, ale  ponoć z 6 dziewczyn które były w tym miesiącu na spotkaniu w sprawie ubezpieczenia, ja jako jedyna dostałam swój numer na stałe, a reszta otrzymała tymczasowy numer ubezpieczenia. 
Samym spotkaniem stresowałam się przeokrutnie.... jak już wcześniej wspominałam bardzo mało używamy języka angielskiego i bałam się, że czegoś nie zrozumiem albo źle powiem i będzie to miało wpływ na to czy dostanę ubezpieczenie czy nie. Jeśli chodzi o dokumenty jakie ze sobą miałam był to zarówno dowód osobisty jak i paszport - wystarczy jeden z nich, ale pani w revenue powiedziała, że paszport jest lepszy. Oprócz tego miałam ze sobą umowę najmu mieszkania, umowę o pracę z agencji, list polecający i jednocześnie potwierdzający, że pracuję, dane kontaktowe do agencji i osoby która wystawiła nam taki list polecający, moje dane kontaktowe - adres, numer, i jeżeli byliśmy już kiedyś w UK, bądź jesteśmy od dawna, ale nie pracowalismy wcześniej, to nasz poprzedni adres zamieszkania (jeżeli byliśmy w uk wcześniej to zostaniemy zapytani o cel tej wizyty i nawet jeśli, tak jak w moim przypadku, były to wakacje u znajomych, to Pani i tak zapytała o adres). 
Jeżeli posiadamy drugie imię i jest ono wpisane w naszym paszporcie/ na dowodzie, bardzo ważne jest, aby wszystkie dokumenty - umowa najmu, list polecający, również posiadały wpisane oba imiona. U mnie w revenue był z tym problem, ponieważ w paszporcie mam wpisane drugie imię, a na dokumentach go zabrakło - mimo to Pani powiedziała, że wyjątkowo przymknie oko, ale żebym na przyszłość o tym pamięta (Pani w banku nie chciała przymknąć oka na ten błąd i nie udało mi się otworzyć konta, ponieważ na żadnym z dokumentów nie miałam wpisanego drugiego imienia - nawet na liście potwierdzającym spotkanie w revenue - z otwarciem konta musiałam poczekać na list z numerem nino). 
Całe spotkanie wspominam bardzo miło, ale odetchnęłam dopiero jak po około 3 tygodniach dostałam kopertę z numerem. Cała wizyta w revenue trwała około 40-50 minut. Po przyjściu do urzędu zostałam poproszona o list który otrzymałam pocztą, a po rejestracji dostałam numerek i miałam czekać na swoją kolej. Po zwolnieniu okienka zostałam zawołana do stanowiska, Pani się ze mną przywitała i zaczęło się całe spotkanie. Rozmawiałyśmy tak naprawdę o niczym, a w międzyczasie Pani wypełniała formularz, zbierała ode mnie dokumenty i kserowała je. Po wypełnieniu formularza Pani poprosiła mnie o sprawdzenie całości i ewentualne poprawienie literówek, po czym poszła zweryfikować moje dane i złożyć formularz. W czasie weryfikacji miałam wrócić do poczekalni i po około 15 minutach wrócił Pan, który powiedział, że wszystko jest i że teraz mogę czekać około 3 tygodni na decyzję.
Buziaki,
M




Ten o koncercie Eda Sherrana.

 
To były 4 najbardziej szalone dni jakie mogły mi się przydarzyć w najbliższym czasie...
Ale od początku.... bilety na koncert Eda Sheerana rozeszły się jak ciepłe bułeczki i byłam jedną z pierwszych osób które załapały się na drugi koncert w Polsce, zanim w ogóle zostało ogłoszone info o drugim koncercie - moja radość kiedy dostałam bilet? Ogromna. Jadąc do Anglii wiedziałam, że za niespełna 1,5 miesiąca wrócę do polski na koncert, ale wszystko poszło nie tak jak miało pójść.... Koncert miał bowiem odbyć się 12 sierpnia - 4 godziny przed tym jak miałam rozpocząć szkolenie w nowej pracy, a oprócz tego, następnego dnia o godzinie 10 miałam stawić się w innym mieście - w Bedford na spotkaniu w urzędzie w sprawie nino... To była najgorsza ironia jaka mogła się zdarzyć,
i największy ból istnienia, który musiałam przemyśleć. Postanowiłam w końcu zapisać się na szkolenie
w następnym terminie, lecieć na 3 dni do polski i prosto
z samolotu jechać na spotkanie w sprawie nino, ryzykując przy tym jedynie, że na następne szkolenie znowu będę musiała czekać miesiąc, albo samolot będzie miał takie opóźnienie, że nie zdążę na spotkanie i na kolejne będę musiała czekać kolejne 6 tygodni...
Teraz jak nad tym myślę, to zastanawiam się i jednocześnie jestem z siebie dumna, że byłam
w stanie ogarnąć to logistycznie i fizycznie. Nawet jeśli nie wygląda to na zbyt wielki wyczyn, to dla mnie osobiście był i niesamowicie się przy tym stresowałam. 



Stres zaczął się już w piątek, kiedy dostałam smsa, że mój samolot jest opóźniony, jeden autokar na lotnisko nie przyjechał, a kiedy już tam dotarłam, to usłyszałam, że nie polecę, bo bramki są już zamknięte. Jak to samolot jest przecież opóźniony? Do Polski? nie, wylatuje o czasie... Na szczęście sprawa się wyjaśniła, puszczono mnie przez bramki, ale samolot miał takie opóźnienie, że do domu dotarłam z prawie 5 godzinnym opóźnieniem koło 4 nad ranem. Sobotę spędziłam z rodziną, ale nie było czasu na odespanie, ponieważ już o 4 rano w niedziele miałam pociąg do warszawy - cały dzień na nogach, koncert, lotnisko
i czuwanie do 6 rano na samolot, który na szczęście wyleciał o czasie. Nawet nie wiem kiedy usnęłam, bo jedyne co pamiętam to to, że jako pierwsza zajęłam swoje miejsce
i obudziłam się przy lądowaniu. Niewyspana i cholernie zestresowana bez większych problemów dotarłam do Bedford, kawa, szalik w primarku (było potwornie zimno!)
i podreptałam na spotkanie. Potem odnalazłam pociąg do Milton, jakoś trafiłam na dworzec autobusowy i dopiero leżąc w łóżku cały stres odpłynął i usnęłam. Nawet nie wiem kiedy dziewczyny wróciły z pracy, a jedyne co mnie obudziło to wtorkowy budzik do pracy... 

Dziewczyny już wcześniej mówiły mi, żebym puknęła się w czoło i że więcej stracę nerwów i kasy niż to warte, a koszt biletu szybko odrobię w pracy, ale to chyba nie o to chodziło.... było to chociaż warte takiego zachodu? BYŁO!
Oprócz zapowiedzianego supportu Anne-Marie, zagrało jeszcze BeMy którzy zagrali bodajże tylko dla Polskiej publiczności. 
Sam koncert Eda był niesamowity!  Przyznam szczerze, że nie oglądałam żadnych nagrań z jego koncertów, dlatego bardzo zaskoczył mnie fakt, że cały koncert robi on sam. Gitara i jego głos to było coś niesamowitego, do tego jego żarciki i historie jakie opowiadał sprawiły, że koncert był niepowtarzalny. Jedyne co psuło mi trochę ten klimat to paskudna akustyka stadionu narodowego i gdyby nie fakt, że stałyśmy dość blisko sceny, to nie wiem czy wszystko bym dobrze słyszała, chociaż były też momenty że miałam z tym problem. Kolejny minus stadionu narodowego, do ilość ludzi znajdujących się na płycie, ścisk i duchota - nie obyło się niestety bez zasłabnięć i interwencji ratowników medycznych....
Cieszę się niesamowicie, że pomimo tylu znaków i sytuacji mówiących mi, że nie powinnam lecieć na ten koncert, ja się uparłam i tam byłam. Jest to wspomnienie, które zostanie ze mną na długo i warto było dla niego niedosypiać przez 3 dni i troszeczkę zaryzykować prace
i spotkanie...



Buziaki,
M.

Subskrybuj: Posty ( Atom )

Instagram

Archiwum

  • ▼  2018 (17)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ▼  sierpnia (2)
      • Ten o national insurance number (NINO)
      • Ten o koncercie Eda Sherrana.
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2017 (56)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (9)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (75)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (6)
    • ►  września (10)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (44)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (4)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2014 (19)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (120)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2012 (99)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (44)
    • ►  października (29)
    • ►  września (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Distributed By My Blogger Themes | Designed By BThemez