Pages

  • Strona główna
  • O mnie
  • Kontakt
Martosława

Witaj!

Witaj!
Marta, stawiająca swoje pierwsze kroki w dorosłości studentka architektury krajobrazu w Lublinie. Pochodzi ze śląska, a dokładniej z Jaworzna. Urodzona 19 października 1996 r. Uwielbia podróżować, czytać książki, fotografować, i namiętnie oglądać seriale. W życiu codziennym towarzyszy jej muzyka, wyobraźnia i kapryśna kotka imieniem Kluska. W czasie wolnym tworzy listy, albumy, czy inne handmadowo - scrapbookingowe stwory. Uważa, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, a pojęcie 'beztalencia' praktycznie nie istnieje. Na swoim blogu pisze o sobie i o wszystkim co ją cieszy. Pokazuje swoje życie, inspiracje, hobby, twórczość. Ma nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie uśnie po pierwszej linijce tekstu ;)

Obserwatorzy

Home Archive for października 2015

Środy wspomnień: Ten o Krakowie.

Po powrocie z Warszawy w domu wytrzymałam niespełna miesiąc. Izabela z jasubiektywnie zaprosiła mnie do siebie do Krakowa na parę dni, i nie mając nic do roboty w Jaworznie
z zaproszenia bardzo chętnie skorzystałam. W Krakowie spędziłam cztery dni, podczas których trochę sobie pospacerowałyśmy, trochę pogadałyśmy i trochę filmów obejrzałyśmy, Marvela w sensie. To w lipcu Iza wciągnęła mnie w Marvelowską serię! Thor od razu podbił moje serce!
A Avengersi, Wolverine i X meni dopiero niedawno... Ale wracając do Krakowa...


 Niejednokrotnie wspominałam o urokach tego miasta,
o  'tym czymś' co się czuje spacerując po rynku, między starymi kamieniczkami czy idąc przez Wawel nad Wisłę zobaczyć ziejącego ogniem smoka... Te trasę mogłabym przejść z zamkniętymi oczami i wymienić z pamięci wszystkie zakręty które trzeba pokonać, aby z dworca MDA przejść na planty. Będąc jednak tam tym razem, jechałam pierwszy raz Krakowskim tramwajem, zobaczyłam coś więcej oprócz typowo turystycznych zakątków tego miasta i może nie był to zbyt powalający widok, było to miłe poznawać miasto z innej strony - tej mniej turystycznej. Pierwszy raz miałam też okazję zostać w Krakowie na noc i to zdecydowanie jest fajne budzić się rano i jak gdyby nigdy nic móc pójść w te ulubione miejsca które się odwiedza podczas tych jednodniowych wycieczek. Za bardzo się tym podniecam? Może. Ale ja naprawdę lubię to miasto. 

Jak już mówiłam, bardzo miło spędziłam te 4 dni z Izą. Spacerowania, rozmów i Marvela nigdy dość. 



Wiem na pewno, że jeśli chodzi o tę mniej turystyczną stronę Krakowa, to jeszcze wiele, wiele miejsc mam do zobaczenia i odkrycia, ale wszystko w swoim czasie. Teraz, kiedy mieszkam w Lublinie, Kraków stał się moim stałym przystankiem w drodze do domu, i dzięki wspaniałym połączeniom pkp czy Polskiego busa, za każdym razem jadąc do Jaworzna czy wracając do Lublina, będę spędzać
w tym mieście minimum 4h. Niewiele można 'odkryć' w cztery godziny, chłodną jesienią, mając przy sobie walizkę i marznąć jak nie wiem... ale zobaczymy co tam jeszcze Kraków ma do zaoferowania!

 

 Cóż więcej o Krakowie mogę powiedzieć ? Kto tam był, wie na pewno o co mi chodzi, a kto jeszcze nie miał okazji, tego gorąco zachęcam do wycieczki :) 
Do zobaczenia w następną środę, tym razem w Lublinie! 
Buziaki,
M. 

Środy wspomnień:

  1. Ten o Warszawie (cz. 1).
  2. Ten o Warszawie (cz. 2).  

Środy wspomnień: ten o Warszawie (cz. 2).

Środa. Kolejna środa, a to oznacza kolejną dawkę zdjęć i wspomnień. Na tapecie ponownie zatłoczona i głośna stolica. Na czym to ja ostatnio skończyłam... ? A tak... "dzień drugi dobiegł końca, a na poniedziałek znowu miałyśmy zaplanowane z kuzynką zwiedzanie".

Widok na stadion narodowy i most Świętokrzyski z ogrodów BUW-u
 Dzień trzeci, poniedziałek. Koło południa niespiesznym krokiem wyszłyśmy
z mieszkania i jako pierwszy za cel obrałyśmy Tiger... uwielbiam ten sklep za asortyment
i ceny, ale o tym kiedy indziej :) Po drobnych zakupach w Tigerze udałyśmy się na pałac kultury. Wspominałam już o swoim uwielbieniu wież widokowych ? Wjechanie na PKiN od dawna było takim moim małym marzeniem, a zimą niestety przez złą pogodę mi się to nie udało. Tam z góry rozciąga się piękny widok na Warszawę, fajną opcją są plansze z podpisanymi miejscami, które umożliwiają skojarzenie sobie co gdzie jest.
Z godzinę, jak nie więcej zajęło nam obejście całego tarasu widokowego i lokalizowanie sobie różnych miejsc. Po zejściu z tarasu, czułam się usatysfakcjonowana, i warto było czekać tyle czasu :)


Rondo ONZ
  Kolejnym punktem wycieczki były ogrody na dachu Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego. Jest tam naprawdę ślicznie i aż przyjemniej byłoby się uczyć przebywając w takim otoczeniu! Ogrody są dość ciekawym punktem zwiedzania, a dodatkowo z mini tarasików również mamy piękne widoki :) 
Co dalej... hmmm... dalej poszłyśmy na sushi do "otosuski: na Nowym Świecie. Chciałam kiedyś spróbować sushi, spróbowałam i wiem, że się nie polubimy... za dużo glonów, za dużo surowej ryby, hah, za bardzo marudzę? Może z wędzoną rybą byłoby lepiej... ? Musze to kiedyś sprawdzić. 
Nie wiem czemu, ale czas bardzo szybko nam minął. Wracając już do domu byłyśmy padnięte, ale szczęśliwe, znowu... ale co innego można powiedzieć kiedy dzień mija tak fajnie w dobrym towarzystwie ? 

No i dzień czwarty, wtorek... tu niestety nie było czasu na zwiedzanie ani na spacerki, ale przed odjazdem zdążyłam się jeszcze spotkać na chwilę w ślicznym parku Szczęśliwickim z Ankyl. Ania jest przesympatyczną osóbką i chociaż za bardzo nie miałyśmy czasu lepiej się poznać, to i tak miło spędziłyśmy czas :) 

I to koniec środowych wspomnień o Warszawie! Następnym razem będzie pora na Kraków. Zapraszam.
Buziaki,
M.
Środy wspomnień:
  1. Ten o Warszawie (cz. 1).


Środy wspomnień: ten o Warszawie (cz. 1).

Środa. Środa to dobry dzień. Połowa tygodnia już za nami, a do weekendu jeszcze dwa dni. Środa. Środa będzie dniem wspomnień. Będzie inaczej, będzie wakacyjnie, ale nie za sprawą listu czy albumu który chcę Wam pokazać, ale za sprawą zdjęć z moich małych wakacyjnych wycieczek. Można to nazwać 'serią', ale taką krótką, chociaż to były 'najdłuższe wakacje w moim życiu'. 
Siedząc wczoraj wieczorem pod kocem i popijając herbatę zaczęłam przeglądać zdjęcia zapisane na dysku. Jest ich sporo, naprawdę sporo, a prawie żadnego nigdzie nie pokazałam, chociaż bardzo je lubię. 
A dlaczego blog, skoro ostatnio głównie pokazuję tutaj moje papierowe twory? Bo tak, i już :)

Na pierwszy ogień pójdzie Warszawa, którą to odwiedziłam w czerwcu z powodu Orange Warsaw Festiwal. Bilet dostałam
w prezencie od rodziców na zakończenie szkoły, a w gratisie spędziłam tam cztery dni, z czego dwa spędziłam na zwiedzaniu tego, czego nie udało mi się zobaczyć
w lutym. Jak już kiedyś pisałam, Warszawa nie ma w sobie 'tego czegoś' co Kraków
z pewnością w sobie ma, ale mimo tego coś mnie tu ciągnie. 
Jadąc do Warszawy pechowo trafiłam na dzień meczu, więc cały bus był po brzegi wypchany śpiewającymi i pijącymi kibicami. Na miejscu lepiej nie było, ale na szczęście udało mi się ominąć korki
i dojechać bezproblemowo do kuzyna. Wieczorem razem z kuzynką wybrałyśmy się na spacer po starym mieście i tu już takiego szczęścia nie miałyśmy. Nasze metro calusieńkie było wypchane tłumem kibiców radujących się z wygranej, a na miejscu lepiej nie było. Na rynku starego miasta aż roiło się od biało - czerwonych koszulek, gdzieniegdzie dało się jeszcze usłyszeć radosne okrzyki kibiców,
a rozbawione dzieci wszędzie biegały
i krzyczały 'Polska! Polska!
Naszym pierwszym 'punktem wycieczki' była wieża widokowa kościoła świętej Anny, czyli coś czego nie udało mi się odhaczyć w lutym, serio, po co zamykać wieże widokowe zimą? Zimą cała panorama Warszawy znika, czy jak? Po pokonaniu masy schodków i zakrętów, wreszcie znalazłyśmy się na górze i oprócz tego, że mogłyśmy odetchnąć, to mogłyśmy z Sylwią jeszcze podziwiać Warszawę na tle zachodzącego słońca... dobra, prawie mogłyśmy, bo była już szarówka... ale ostatnie promienie słońca gdzieś tam jeszcze były. Spędziłyśmy na górze z dobre 40 minut, a ja łaziłam wokół barierek robiąc zdjęcia wszystkiemu pod różnym kątem i z różnym natężeniem światła, bo z szarówki zrobił się wieczór i było totalnie ciemno. 
Po zejściu z wieży, bocznymi uliczkami doszłyśmy przez ulicę Dawną na taras widokowy, a stamtąd już za tłumem trafiłyśmy na pokaz fontann i świateł. Pokaz był... fajny, ale ten Wrocławski czy
z Mirabilandii - parku rozrywki we Włoszech, biją go na głowę... Do domu wróciłyśmy padnięte, ale spacer był jak najbardziej udany!

 

 



 W niedzielę rano czas mijał bardzo szybko i w sumie zanim się spostrzegłam był już czas, żeby wyjść. Mnie
i mojej towarzyszce udało się trafić na bezpośredni tramwaj spod domu prosto na tor wyścigowy na Służewcu, z czego obie byłyśmy zadowolone ponieważ ja nie znam w ogóle Warszawy, a ona nigdy w tej części nie była. Miałam wrażenie, że czas przed koncertem niemiłosiernie się dłużył, ale kiedy wreszcie przyszła kolej na Bastille, pod scenę zbiegła się masa ludzi, a nam udało się stanąć naprawdę blisko sceny! Podczas Flaws, kiedy Dan swoim stałym zwyczajem zszedł ze sceny na korytarz techniczny, aby przejść się  wśród fanów, wszedł na platformę dla mediów i wtedy tłum jakby oszalał. Ludzie z krańca sceny chyba też chcieli przybić piątki z wokalistą, bo nagle niesiona siłą ludzi przemieściłam się jakiś metr do przodu
i dwa w bok i w ten oto sposób znalazłam się praktycznie na wyciągnięcie ręki Dana... Cały koncert pamiętam jak przez mgłę, ale było naprawdę cudownie! Kontakt zespołu
z fanami i to jak fani byli aktywni było niesamowite! I mam wrażenie, że pod tym względem zespół docenia Polską publiczność, bo oglądając relację chociażby z Niemiec, nie dowierzam, że na koncercie można stać jak kołek i nawet nie drgnąć...

Na zakończenie festiwalu na scenie pojawiło się MUSE... wtedy dopiero pod scenę zbiegła się masa ludzi! Naprawdę żałuję, że musiałam wyjść w połowie koncertu, ale co zrobić jak innego wyjścia nie było? Oczywiście wracając nie obyło się bez stresującej przygody, ale nie byłabym sobą gdybym od tak wróciła normalnie do domu.. musiałam się zgubić. Warszawa, pierdyliard przystanków i ten przeklęty most świętokrzyski! Dwie godziny błądzenia, z tuzin osób nie znających Warszawy i tylko jeden chłopak który miał internet i potrafił mi pomóc... Do domu wróciłam obolała, zmęczona, ale
i szczęśliwa, a to chyba jest w tym wszystkim najważniejsze...

Dzień drugi dobiegł końca, a na poniedziałek znowu miałyśmy zaplanowane z kuzynką zwiedzanie, ale o tym to za tydzień, bo już wystarczająca ściana tekstu tu się pojawiła...
Buziaki,
M.

Ten o stabilności.

Wróciłam właśnie z wykładu, z kubkiem gorącej herbaty w ręce, siedzę przy biurku i jem późne śniadanie. Chciałam napisać jak fajnie jest mieć godziny rektorskie, ale i tak mam o tej porze okienko...

Minął pierwszy tydzień odkąd jestem w Lublinie. Dzisiaj jest trzeci dzień zajęć, a ja zapytana rano o to, co u mnie słychać nie potrafiłam odpowiedzieć nic więcej oprócz 'dobrze'. No bo co mam powiedzieć? Jestem w obcym mieście, a pierwszy weekend spędziłam w łóżku z laptopem na kolanach, oglądając po kolei marvelowskie filmy. Jedyne moje wyjścia to kursy pomiędzy uczelnią a domem i  aż jeden spacer na stare miasto, bo gdzie tu więcej się wybrać bez biletu?
O przepraszam... i do sklepu, coś trzeba jeść. Jest stabilnie. Z czasem lepiej poznam miasto, lepiej poznamy się z ludźmi z kierunku i będziemy większą grupą wychodzić na wspólne karaoke...
z czasem... 
Póki co jest stabilnie, siedzę z kubkiem gorącej herbaty przy biurku i jem późne śniadanie. Zaraz mam kolejne zajęcia i... i szczerze przyznam, że już nie mogę się doczekać. Ludzie dziwnie się na mnie patrzą, kiedy pisze im, że jaram się studiami... ale spokojnie, spokojnie to przejściowy stan. Przy pierwszej sesji mi przejdzie, na pewno przejdzie. 
Z pracą też nie jest wesoło. Mówią 'elastyczny grafik' 'chętnie przyjmiemy studentów'... a kiedy przychodzi co do czego, to na samo słowo 'dzienne' strzelają krzywy uśmiech i mówiąc grzecznie 'dziękujemy, ktoś się odezwie', pakują cv na dno kosza... no ale zobaczymy jak to będzie... sklepów w Lublinie trochę jest...

Podsumowując: pierwszy tydzień za mną, pracy brak, jaram się studiami i jest stabilnie, nie ma co narzekać...
Miejcie dobry dzień, a ja zmykam na ćwiczenia z logiki! (na co komu w ogóle logika ?!)
Buziaki,
M.
Subskrybuj: Posty ( Atom )

Instagram

Archiwum

  • ►  2018 (17)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2017 (56)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (9)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (75)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (6)
    • ►  września (10)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ▼  2015 (44)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (2)
    • ▼  października (4)
      • Środy wspomnień: Ten o Krakowie.
      • Środy wspomnień: ten o Warszawie (cz. 2).
      • Środy wspomnień: ten o Warszawie (cz. 1).
      • Ten o stabilności.
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2014 (19)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (120)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2012 (99)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (44)
    • ►  października (29)
    • ►  września (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Distributed By My Blogger Themes | Designed By BThemez