Pages

  • Strona główna
  • O mnie
  • Kontakt
Martosława

Witaj!

Witaj!
Marta, stawiająca swoje pierwsze kroki w dorosłości studentka architektury krajobrazu w Lublinie. Pochodzi ze śląska, a dokładniej z Jaworzna. Urodzona 19 października 1996 r. Uwielbia podróżować, czytać książki, fotografować, i namiętnie oglądać seriale. W życiu codziennym towarzyszy jej muzyka, wyobraźnia i kapryśna kotka imieniem Kluska. W czasie wolnym tworzy listy, albumy, czy inne handmadowo - scrapbookingowe stwory. Uważa, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, a pojęcie 'beztalencia' praktycznie nie istnieje. Na swoim blogu pisze o sobie i o wszystkim co ją cieszy. Pokazuje swoje życie, inspiracje, hobby, twórczość. Ma nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie uśnie po pierwszej linijce tekstu ;)

Obserwatorzy

Home Archive for 2018

Ten o wycieczce do Londynu

Londyn chyba nie jest mi pisany, bo to już moja druga wycieczka tam która nie do końca poszła po mojej myśli... 
Do Londynu pojechaliśmy z moimi rodzicami, którzy przylecieli do mnie w odwiedziny na kilka dni. Plan był ambitny, ale rzeczywistość nas zdeptała i wypluła, bo jedyne co nam się udało zwiedzić to muzeum figur woskowych tussaud, london eye i świąteczny kiermasz tuż obok. 
To co mnie zaskoczyło w muzeum to organizacja wejścia i kupowania biletów - strasznie pogmatwana i niejasna, ale kiedy już się z tym uporaliśmy w końcu weszliśmy do środka. Pomimo ogromnej ilości ludzi, dało się swobodnie podejść do figury i zrobić zdjęcie, czasami trzeba było poczekać w kolejne jak np do księcia Harrego i Meghan, ale kolejka poruszała się dość sprawnie. I hej! Patrzcie jakiego przystojniaczka tam znalazłam :P 
Londyn niesamowicie mi się podoba i bardo chciałam wejść na london eye, dlatego na początku byłam troszeczkę rozczarowana, kiedy nie udało się nam wejść za dnia... Po czasie stwierdzam, że nocną porą Londyn wygląda równie magicznie i widok z góry na Londyn oświetlony świątecznymi ozdobami jest niesamowity! 



Po cichu liczę, że do trzech razy sztuka i w końcu uda mi się na spokojnie i wg planu zwiedzić Londyn, a także, że uda mi się tam ponownie zabrać rodziców i w końcu zobaczą coś więcej niż muzeum, koło i kilka uliczek z okna taksówki....
Buziaki,
M.




Ten o wyjeździe do Brighton


Z okazji urodzin Weroniki postanowiliśmy wybrać się na kilka dni nad morzę - do Brighton. O dziwo zaskoczyło nas słońce i ciepełko co było idealną pogodą na spacer!
W pierwszej kolejności udaliśmy się nad kanał La Manche i molo, chociaż i tak najbardziej nie mogłam się doczekać wieży widokowej British Airways i360. Szklana kapsuła i piękny widok z 148m wysokości - z jednej strony na miasto, z drugiej na kanał - coś wspaniałego! 



Oprócz wieży widokowej i kanału miasto bardzo mi się spodobało! Z jednej strony ma klimat małego nadmorskiego miasteczka, z mini kawiarenkami i uroczymi uliczkami, a z drugiej strony kompletnie nie kojarzy się z nadmorską miejscowością. Dużo czasu spędziliśmy spacerując zarówno za dnia, jak i nocą i za każdym razem Brighton zaskakiwało mnie czymś innym. 



 










Ostatni dzień spędziliśmy na plaży i na molo na spacerze chłonąć uroki tego miejsca - aż nie chciało się wyjeżdżać i wracać do Milton! Wzburzone morze, uliczni grajkowie i artyści, puste uliczki i plaża - miło było odpocząć i nacieszyć się widokami. 
Buziaki,
M.

Ten o moich 22 urodzinach

Kolejny rok za mną.
Wciąż mam wokół siebie mnóstwo wspaniałych ludzi i przeżytych tyle wspaniałych chwil. Jeszcze wiele przede mną, ale mam nadzieję, że czeka mnie wiele uśmiechu, radości, miejsc do odkrycia i ludzi do poznania.
Miniony rok był bardzo wyboisty, wiele się działo - dobrego i złego, ale każda z sytuacji pokazała mi na kogo mogę liczyć i kto zawsze będzie mnie wspierał. Odkryłam też znajomości, które wiem, że pozostaną na dłużej, ale też takie do których nie mam ochoty więcej wracać....
Dzisiejszy dzień był po prostu piękny - ludzie, prezenty, kwiaty, niespodzianki... każdemu życzyłabym tak wspaniale spędzonego dnia! ♥
Na zakończenie chciałabym życzyć sobie wszystkiego najlepszego i trzymam kciuki za kolejny rok!
Buziaki,
M.

Ten o jesiennym spacerze


Fajnie w mojej pracy jest to, że oprócz całego wolnego dnia po pracy i weekendu, mamy wolny jeszcze jeden dzień w tygodniu.Dzisiejszy poniedziałek postanowiłam spędzić na spacerze wzdłuż kanału i po dzielnicy w której aktualnie mieszkam. Pennyland w mojej top3 ulubionych dzielnic w Milton i cieszę się, że akurat tutaj trafił nam się pokój.
Jeśli chodzi o pogodę w uk to jest ona dla mnie wielkim zaskoczeniem. Lato było bardzo upalne, a temperatura wciąż nie spada, w Polsce w obecnej chwili z tego co wiem jest dość deszczowo i chłodno, a tutaj jeszcze długo długo nie sięgnę po jesienną garderobę - nie mogę się doczekać zimy, żeby przekonać się czy znienawidzę ją równie mocno co zimę w Polsce (nie znoszę zimna!).
Trzymajcie się cieplutko!
Buziaki,
M.


Ten o tym jak znalazłyśmy kolejną pracę w UK

Jakiś czas temu pisałam, że czekamy na telefon z drugiej firmy w sprawie szkolenia. Później pisałam, że zrezygnowałam ze szkolenia na rzecz koncertu Eda Sheerana... i po wielu przygodach wreszcie się udało! Minęło już ponad 3 tygodnie odkąd pracujemy w nowej pracy i to był obrót o 180 stopni. Ciężko było przestawić się ze zmiany dziennej na zmianę nocną, a tym bardziej na dwie prace... Tak... brzmi to trochę szalenie, ale przez przez te ostatnie 3 tygodnie postanowiłyśmy pracować w dwóch pracach. Najgorzej było to zgrać logistycznie, ponieważ jedna praca kończy się o 8 rano, a zaczyna o 8, ale dzięki uprzejmości naszej teamleaderki i fakcie, że nas lubi, to mogłyśmy przychodzić do pracy chwilę później a potem odpowiednio dłużej zostawać. 
Ciężko jest porównać do siebie obie prace, bo każda polega na czymś innych, chociaż zdecydowanie przyjemniej pracuje mi się w Waitrosie. W Cliperze pracujemy w grupie, nasza praca polega m.in. na rozpakowywaniu kartonów z ubraniami, wieszaniu ich na wieszakach na których łączymy ubrania w paczki, a następnie po powieszeniu ubrań i odpowiednim oklejeniu zawozimy je na odpowiednią linie która odpowiada danemu państwu.Jeśli chodzi o Waitrose to jest to voice picking i pomimo pracy głosem to praca jest bardziej urozmaicona, chodzimy po liniach i roznosimy produkty do odpowiednich sklepów, mamy kontakt z różnymi ludźmi i jest po prostu ciekawiej. Ciekawiej też wygląda sprawa wypłaty, ponieważ w Clipperze jest to najniższa krajowa czyli około 8£ na godzinę, a w Waitrosie jest to około 15£ + 1,5 stawki na nadgodzinach. 
Nie jesteśmy jednak aż tak szalone, żeby ciągnąc dwie zmiany przez cały czas, dlatego jeszcze około 1-1,5 tygodnia i wreszcie będziemy mogły się wyspać *.*
Buziaki,
M.

Ten o national insurance number (NINO)

Pisałam już wcześniej, że miałam umówione spotkanie w sprawie NINO (national insurance number), a w poprzednim poście wspomniałam, że już jestem po spotkaniu. Chciałabym przybliżyć trochę jak wyglądało to spotkanie, o co mnie pytano i jak je dostałam.
Moje spotkanie w revenue wywołało dość spore zamieszanie na magazynie i nie wiem na ile jest to prawdziwa informacja, ale  ponoć z 6 dziewczyn które były w tym miesiącu na spotkaniu w sprawie ubezpieczenia, ja jako jedyna dostałam swój numer na stałe, a reszta otrzymała tymczasowy numer ubezpieczenia. 
Samym spotkaniem stresowałam się przeokrutnie.... jak już wcześniej wspominałam bardzo mało używamy języka angielskiego i bałam się, że czegoś nie zrozumiem albo źle powiem i będzie to miało wpływ na to czy dostanę ubezpieczenie czy nie. Jeśli chodzi o dokumenty jakie ze sobą miałam był to zarówno dowód osobisty jak i paszport - wystarczy jeden z nich, ale pani w revenue powiedziała, że paszport jest lepszy. Oprócz tego miałam ze sobą umowę najmu mieszkania, umowę o pracę z agencji, list polecający i jednocześnie potwierdzający, że pracuję, dane kontaktowe do agencji i osoby która wystawiła nam taki list polecający, moje dane kontaktowe - adres, numer, i jeżeli byliśmy już kiedyś w UK, bądź jesteśmy od dawna, ale nie pracowalismy wcześniej, to nasz poprzedni adres zamieszkania (jeżeli byliśmy w uk wcześniej to zostaniemy zapytani o cel tej wizyty i nawet jeśli, tak jak w moim przypadku, były to wakacje u znajomych, to Pani i tak zapytała o adres). 
Jeżeli posiadamy drugie imię i jest ono wpisane w naszym paszporcie/ na dowodzie, bardzo ważne jest, aby wszystkie dokumenty - umowa najmu, list polecający, również posiadały wpisane oba imiona. U mnie w revenue był z tym problem, ponieważ w paszporcie mam wpisane drugie imię, a na dokumentach go zabrakło - mimo to Pani powiedziała, że wyjątkowo przymknie oko, ale żebym na przyszłość o tym pamięta (Pani w banku nie chciała przymknąć oka na ten błąd i nie udało mi się otworzyć konta, ponieważ na żadnym z dokumentów nie miałam wpisanego drugiego imienia - nawet na liście potwierdzającym spotkanie w revenue - z otwarciem konta musiałam poczekać na list z numerem nino). 
Całe spotkanie wspominam bardzo miło, ale odetchnęłam dopiero jak po około 3 tygodniach dostałam kopertę z numerem. Cała wizyta w revenue trwała około 40-50 minut. Po przyjściu do urzędu zostałam poproszona o list który otrzymałam pocztą, a po rejestracji dostałam numerek i miałam czekać na swoją kolej. Po zwolnieniu okienka zostałam zawołana do stanowiska, Pani się ze mną przywitała i zaczęło się całe spotkanie. Rozmawiałyśmy tak naprawdę o niczym, a w międzyczasie Pani wypełniała formularz, zbierała ode mnie dokumenty i kserowała je. Po wypełnieniu formularza Pani poprosiła mnie o sprawdzenie całości i ewentualne poprawienie literówek, po czym poszła zweryfikować moje dane i złożyć formularz. W czasie weryfikacji miałam wrócić do poczekalni i po około 15 minutach wrócił Pan, który powiedział, że wszystko jest i że teraz mogę czekać około 3 tygodni na decyzję.
Buziaki,
M




Ten o koncercie Eda Sherrana.

 
To były 4 najbardziej szalone dni jakie mogły mi się przydarzyć w najbliższym czasie...
Ale od początku.... bilety na koncert Eda Sheerana rozeszły się jak ciepłe bułeczki i byłam jedną z pierwszych osób które załapały się na drugi koncert w Polsce, zanim w ogóle zostało ogłoszone info o drugim koncercie - moja radość kiedy dostałam bilet? Ogromna. Jadąc do Anglii wiedziałam, że za niespełna 1,5 miesiąca wrócę do polski na koncert, ale wszystko poszło nie tak jak miało pójść.... Koncert miał bowiem odbyć się 12 sierpnia - 4 godziny przed tym jak miałam rozpocząć szkolenie w nowej pracy, a oprócz tego, następnego dnia o godzinie 10 miałam stawić się w innym mieście - w Bedford na spotkaniu w urzędzie w sprawie nino... To była najgorsza ironia jaka mogła się zdarzyć,
i największy ból istnienia, który musiałam przemyśleć. Postanowiłam w końcu zapisać się na szkolenie
w następnym terminie, lecieć na 3 dni do polski i prosto
z samolotu jechać na spotkanie w sprawie nino, ryzykując przy tym jedynie, że na następne szkolenie znowu będę musiała czekać miesiąc, albo samolot będzie miał takie opóźnienie, że nie zdążę na spotkanie i na kolejne będę musiała czekać kolejne 6 tygodni...
Teraz jak nad tym myślę, to zastanawiam się i jednocześnie jestem z siebie dumna, że byłam
w stanie ogarnąć to logistycznie i fizycznie. Nawet jeśli nie wygląda to na zbyt wielki wyczyn, to dla mnie osobiście był i niesamowicie się przy tym stresowałam. 



Stres zaczął się już w piątek, kiedy dostałam smsa, że mój samolot jest opóźniony, jeden autokar na lotnisko nie przyjechał, a kiedy już tam dotarłam, to usłyszałam, że nie polecę, bo bramki są już zamknięte. Jak to samolot jest przecież opóźniony? Do Polski? nie, wylatuje o czasie... Na szczęście sprawa się wyjaśniła, puszczono mnie przez bramki, ale samolot miał takie opóźnienie, że do domu dotarłam z prawie 5 godzinnym opóźnieniem koło 4 nad ranem. Sobotę spędziłam z rodziną, ale nie było czasu na odespanie, ponieważ już o 4 rano w niedziele miałam pociąg do warszawy - cały dzień na nogach, koncert, lotnisko
i czuwanie do 6 rano na samolot, który na szczęście wyleciał o czasie. Nawet nie wiem kiedy usnęłam, bo jedyne co pamiętam to to, że jako pierwsza zajęłam swoje miejsce
i obudziłam się przy lądowaniu. Niewyspana i cholernie zestresowana bez większych problemów dotarłam do Bedford, kawa, szalik w primarku (było potwornie zimno!)
i podreptałam na spotkanie. Potem odnalazłam pociąg do Milton, jakoś trafiłam na dworzec autobusowy i dopiero leżąc w łóżku cały stres odpłynął i usnęłam. Nawet nie wiem kiedy dziewczyny wróciły z pracy, a jedyne co mnie obudziło to wtorkowy budzik do pracy... 

Dziewczyny już wcześniej mówiły mi, żebym puknęła się w czoło i że więcej stracę nerwów i kasy niż to warte, a koszt biletu szybko odrobię w pracy, ale to chyba nie o to chodziło.... było to chociaż warte takiego zachodu? BYŁO!
Oprócz zapowiedzianego supportu Anne-Marie, zagrało jeszcze BeMy którzy zagrali bodajże tylko dla Polskiej publiczności. 
Sam koncert Eda był niesamowity!  Przyznam szczerze, że nie oglądałam żadnych nagrań z jego koncertów, dlatego bardzo zaskoczył mnie fakt, że cały koncert robi on sam. Gitara i jego głos to było coś niesamowitego, do tego jego żarciki i historie jakie opowiadał sprawiły, że koncert był niepowtarzalny. Jedyne co psuło mi trochę ten klimat to paskudna akustyka stadionu narodowego i gdyby nie fakt, że stałyśmy dość blisko sceny, to nie wiem czy wszystko bym dobrze słyszała, chociaż były też momenty że miałam z tym problem. Kolejny minus stadionu narodowego, do ilość ludzi znajdujących się na płycie, ścisk i duchota - nie obyło się niestety bez zasłabnięć i interwencji ratowników medycznych....
Cieszę się niesamowicie, że pomimo tylu znaków i sytuacji mówiących mi, że nie powinnam lecieć na ten koncert, ja się uparłam i tam byłam. Jest to wspomnienie, które zostanie ze mną na długo i warto było dla niego niedosypiać przez 3 dni i troszeczkę zaryzykować prace
i spotkanie...



Buziaki,
M.

Ten o tym jak znalazłyśmy pracę w UK.

Po prawie trzech tygodniach wreszcie udało nam się znaleźć pracę! Pomimo tego, że Milton to miasto magazynów i normalnie rok w rok pracy jest mnóstwo, to trafiłyśmy akurat na okres w którym zamknięto ogromny magazyn tesco i tamci wszędzie mają pierwszeństwo...
Z jednej strony mogłyśmy skorzystać z pięknej pogody, opalać się, spędzać popołudnia nad jeziorem, a z drugiej już rozglądałyśmy się za powrotnym transportem do polski i podliczałyśmy straconą kasę....
Ale wreszcie się udało! Magazyn do którego trafiłyśmy, jest potocznie zwany Polandią, na palcach u obu rąk mogę wyliczyć osoby, które mówią po angielsku, z jednej strony ma to swoje plusy, ale z drugiej po tygodniu pracy tutaj i używania wyłącznie języka polskiego czuje się jak debil kiedy ktoś zapyta mnie o coś po angielsku, a ja dukam pojedyncze słówka, albo niezgrabne zdania... Ale może od początku... 

O pracy powiedziała nam znajoma - nie jest to jakoś super płatna praca, bo dostajemy najniższą krajową, ale na początek lepsze to niż nic. Po maratonie rejestracji w agencjach już wiemy, że najlepiej na początek rejestrować się w agencjach, które swoje biuro mają bezpośrednio na magazynie.
Po umówieniu się na spotkanie w Clipperze (nazwa naszej firmy) zostałyśmy zaproszone na spotkanie gdzie wypełniłyśmy formularze
z danymi jak imię, nazwisko, adres (najlepiej angielski i najlepiej jest mieć umowę najmu przy sobie), doświadczenie, ukończone szkoły, czy numer konta bankowego i nino (national insurance number). Jeśli chodzi o naukę, to najlepiej powiedzieć, że już się ukończyło szkołę
i raczej nie wspominać, że praca ma być tylko na wakacje - jeśli pracodawca ma dużo chętnych to raczej niechętnie zadzwoni do osób, które za dwa miesiące się zwolnią. Co do doświadczenia myślałam, że byłam na gorszej pozycji od dziewczyn, bo moje doświadczenie w pracy w uk było zerowe - ale Travis powiedział, że nie ma problemu jeśli wpiszę pracę z Polski. Nie posiadam jeszcze nino, ale wystarczyło pokazać list z Revenue i powiedzieć kiedy mam spotkanie w sprawie ubezpieczenia, (dlatego dobrze jest wcześniej zadzwonić i umówić się na spotkanie), a co do konta, to nie było mowy o podaniu numeru którejś z dziewczyn, dlatego wypłatę dostaje w czekach dopóki nie otworzę swojego konta.
Kilka dni temu byłyśmy jeszcze na jednym takim spotkaniu w innej firmie, i tam przyjmowała nas polka - Kasia, która pozwoliła mi wpisać numer konta którejś z dziewczyn - więc w takim przypadku warto po prostu  zapytać. Po wypełnieniu formularzy dostałyśmy test sprawdzający naszą znajomość języka angielskie, ale spokojnie, nie był to test który miał wykazać czy znamy perfekcyjnie czasy czy napisać wypracowanie, ale były to proste zadania matematyczne, albo proste polecenia na zasadzie 'zakreśl w kółko wszystkie kwadraty', albo 'podkreśl dwa traktory'. Potem Travis sprawdził nasz test i przeprowadził z nami 'rozmowę kwalifikacyjną' - zapytał jak się czujemy, dlaczego przyjechałyśmy do uk, na jakiej zmianie chcemy pracować czy od kiedy chcemy zacząć - była to luźna rozmowa, która miała sprawdzić naszą komunikatywność. Takie testy i krótka rozmowa o niczym to standard przy rejestracji w agencjach, ale nie ma się czym aż tak stresować.
Trafiłyśmy akurat na dzień w którym odbywało się szkolenie wstępne, więc dostałyśmy propozycję, aby uczestniczyć w nim już dzisiaj. Na szkoleniu został nam puszczony film opowiadający w skrócie o firmie i o zasadach panujących na magazynie, po czym dostaliśmy do rozwiązania test, który potem wspólnie sprawdzaliśmy, a po weekendzie mamy przyjść na 2 godzinne szkolenie bhp i już zacząć pracę. 
Jeśli chodzi o drugą firmę - Waitrose, to od razu przy rejestracji dostałyśmy książeczkę i test bhp, który miałyśmy wypełnić, ale nawet nie jestem pewna, czy ktokolwiek to sprawdzał, a teraz mamy czekać na telefon z agencji gdzie podadzą nam termin 3 dniowego szkolenia.
Jak widzicie cały proces rekrutacji nie jest zbyt skomplikowany i nawet szybko trwa. Jeśli nie czujecie się pewnie w języku, to przy odrobinie szczęścia możecie trafić na polaków, którzy Wam pomogą, albo sami możecie pomóc swojemu szczęściu i np poszukać takiej pracy, gdzie prowadzą szkolenia w różnych językach (np. New Look).
Buziaki,
M.

Ten o (nie)udanym początku

 Opóźniony samolot, płacząca dzidzia na siedzeniu obok, stres, zmęczenie, prawie półtoragodzinne czekanie na walizki i godzinna podróż z lotniska do Milton  były wykańczające. 
Weekend miałyśmy spędzić u koleżanki, i po przyjeździe do niej nawet nie wiem kiedy padłyśmy ze zmęczenia. Następnego dnia już w lepszej formie poszłyśmy zobaczyć okolice. Pierwsze co od razu zwróciło moją uwagę, to wielkość miasto - Milton jest ogromne! I może dzielnice same w sobie nie są zbyt duże, to oddzielone są parkami, marketami czy zielonymi skwerami, co sprawia, że mamy do pokonania dość spore odległości. 
W niedzielę byłyśmy umówione z landlordem na obejrzenie pokoju i przeprowadzkę, ale niestety nie obyło się bez komplikacji - sporych. Ciężko jest wynająć pokój na odległość, dla trzech osób, w rozsądnej cenie, z ograniczonym budżetem i bez minimalnego czasu wynajmu (minimum 6 miesięcy), dlatego pomimo całej sytuacji z właścicielem, spięć, problemów, niedomówień i nerwów musiałyśmy wziąć ten pokój. 
Nie do końca zadowolone i z uczuciem niepokoju  zaczęłyśmy się urządzać, rozpakowywać i pocieszać nawzajem, że będzie lepiej, bo w końcu w poniedziałek idziemy się zarejestrować w agencji i jeszcze w tym tygodniu zaczniemy pracę, którą miałyśmy umówioną od kilku dobrych tygodni....
Nic bardziej mylnego... praca, która była jedyną pewną rzeczą, okazała się największą niewiadomą! Pani z agencji zapewniła nas, że już we wtorek ktoś się do nas odezwie i przekaże szczegóły odnośnie szkolenia, ale informacje trzeba było od nich wyciągać, a i tak nie było ich zbyt wiele i nie były zbyt dobre.
Od razu po przyjeździe zadzwoniłyśmy też do Revenue w sprawie mojego ubezpieczenia i poszłyśmy do banku otworzyć dla mnie konto, ale jedyne czego się dowiedziałyśmy to tego, że bez NINo (national insurance number) konta w banku nie otworzę, a na spotkanie w urzędzie muszę czekać 5 tygodni. 
Podsumowując pierwszy tydzień: nie mamy pracy, prawie zostałyśmy bezdomne, nie mogę otworzyć konta w banku, muszę czekać ponad miesiąc na spotkanie w urzędzie i nie wiadomo czy w ogóle dostanę nino.
Może być gorzej? 

Buziaki,
M.

Ten o planach na wakacje

Dwa lata temu opisywałam tutaj moją małą, angielską przygodę - o tu. I pomimo, iż zakochałam się w tych miejscach, które odwiedziłam i spędziłam cudowne wakacje ze znajomymi, wyjazd nie był do końca taki różowy i skończył się o kilkanaście dni wcześniej. Mały niesmak pozostał dlatego kiedy pojawiła się opcja ponownego wyjazdu do Anglii, oprócz uczucia podekscytowania i radości, gdzieś w środku czułam też niepokój i lekki strach, że coś może znów pójść nie tak. Niestety albo i stety nie miałam za bardzo czasu żeby to roztrząsać, bo wszystko bardzo szybko się potoczyło, i w ten oto sposób już za kilka godzin razem z moimi dwiema przyjaciółkami wylatuje do Anglii. 
Tym razem zatrzymamy się w Milton Keynes, które kompletnie nie przypomina urokliwego Wolverhampton ze swoimi ceglanymi domkami i kościółkami, a bardziej jest... nijakie i niczym się nie wyróżniające, mimo to mam nadzieję, że to miasto ma coś do zaoferowania :P
Opóźniony lot do Anglii to chyba norma, bo i tym razem samolot nie wyleci punktualnie, gdyby tego było mało, kiedy chciałam wymienić pieniądze w kantorze, ten został zamknięty, a w drugim brakło już funtów.... także zapowiada się ciekawie! 
Trzymam mocno kciuki za ten wyjazd i mam nadzieję, że usunie niesmak po poprzednim razie. 
Angielska przygodo czas start!

Buziaki,
M.

Ten o albumie 18nastkowym


Drugi album jaki miałam przyjemność zrobić w tym miesiącu, był prezentem na 18naste urodziny. Kiedy zobaczyłam ten czarny papier, od razu wiedziałam, że to to. Czasu na jego wykonanie miałam niewiele, dlatego po raz drugi zdecydowałam się sięgnąć po gotową bazę, a nie jak mam w zwyczaju zrobić ją samą... i powiem Wam, że to jest tak niesamowicie wygodne i szybsze, że aż miałam ochotę robić album za albumem....
Środek nie był cały czarny jak na początku zamierzałam - postanowiłam ożywić go różem, bielą i szarością. Jak zawsze w moich albumach, tak i tu pojawiło się dużo kieszonek, zakamarków, karuzele na zdjęcia i dodatkowe karty, które pomieszczą większą ilość zdjęć. Jak zauważyliście, zdjęcia są już częściowo wklejone, ale jest też sporo pustych miejsc - chciałam aby obdarowana mogła powklejać swoje ulubione zdjęcia i w efekcie zamiast około 40 zdjęć które dostałam do albumu, ten pomieści ich około 120.
Co myślicie? 
Buziaki,
M.



Ten o kolorowym, dziecięcym albumie

No wiecie.... sesja is coming, dlatego sami rozumiecie, że jest to idealny czas aby podjąć się robienia albumu - a nawet dwóch. Dzisiaj chciałabym Wam pokazać album dla małej dzidzi. Rodzice nie chcieli znać płci, dlatego chciałam aby ten album był na maksa kolorowy, wesoły i różnorodny. Postanowiłam, że każda strona będzie inna, ale pasująca do sąsiadującej na rozkładówce, a oprócz tego brzegi obkleję kolorową taśmą washi co stworzy jeszcze większy kolorystyczny misz masz. 

Przez ilość kolorów i wzorów na początku miałam niemały problem z okładką, nie chciałam zostawiać jej pustej, ale też nie mogłam dać większej kompozycji bo zwyczajnie by zginęła. Wybór padł na buciki, które jednocześnie sugerują że jest to album na zdjęcia dla małego szkraba, a swoją prostotą nie przytłaczają okładki. 
W albumie znajduje się wiele kieszonek, dodatkowych kart i innych ukrytych zakamarków, dlatego nie do końca chciałam, żeby album nie miał zamknięcia. Padło na wstążki, które po związani trzymają wszystko w ryzach. 
W środku oprócz kolorowego papieru scrapbookingowego i jednolitych kart, znalazło się dużo wycinanek, taśm, sznureczków, naklejek i napisów. 
 Uważam, że takie dzieciaczkowe albumy rządzą się swoimi prawami i wiele wybaczają, ponieważ same zdjęcia z dzieciństwa są pełne kolorów i takie miszmaszu, także tutaj wszystko będzie do siebie pasować i wywoływać radość z oglądania. 
 Co sądzicie? 
Buziaki,
M.




Subskrybuj: Posty ( Atom )

Instagram

Archiwum

  • ▼  2018 (17)
    • ▼  listopada (2)
      • Ten o wycieczce do Londynu
      • Ten o wyjeździe do Brighton
    • ►  października (1)
      • Ten o moich 22 urodzinach
    • ►  września (2)
      • Ten o jesiennym spacerze
      • Ten o tym jak znalazłyśmy kolejną pracę w UK
    • ►  sierpnia (2)
      • Ten o national insurance number (NINO)
      • Ten o koncercie Eda Sherrana.
    • ►  lipca (3)
      • Ten o tym jak znalazłyśmy pracę w UK.
      • Ten o (nie)udanym początku
      • Ten o planach na wakacje
    • ►  czerwca (2)
      • Ten o albumie 18nastkowym
      • Ten o kolorowym, dziecięcym albumie
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2017 (56)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (9)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2016 (75)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (6)
    • ►  września (10)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (44)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (4)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2014 (19)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (120)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2012 (99)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (44)
    • ►  października (29)
    • ►  września (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Distributed By My Blogger Themes | Designed By BThemez