Pages

  • Strona główna
  • O mnie
  • Kontakt
Martosława

Witaj!

Witaj!
Marta, stawiająca swoje pierwsze kroki w dorosłości studentka architektury krajobrazu w Lublinie. Pochodzi ze śląska, a dokładniej z Jaworzna. Urodzona 19 października 1996 r. Uwielbia podróżować, czytać książki, fotografować, i namiętnie oglądać seriale. W życiu codziennym towarzyszy jej muzyka, wyobraźnia i kapryśna kotka imieniem Kluska. W czasie wolnym tworzy listy, albumy, czy inne handmadowo - scrapbookingowe stwory. Uważa, że jedyne co nas ogranicza to nasza wyobraźnia, a pojęcie 'beztalencia' praktycznie nie istnieje. Na swoim blogu pisze o sobie i o wszystkim co ją cieszy. Pokazuje swoje życie, inspiracje, hobby, twórczość. Ma nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie i nie uśnie po pierwszej linijce tekstu ;)

Obserwatorzy

Home Archive for sierpnia 2016

Ten o moim powrocie do Polski.

Ostatnie 29 dni spędziłam w Angli, w Wolverhampton u Zuzi i Kacpra. Dzisiaj przyszło mi się pożegnać z tym miejscem, z domem w którym mieszkałam przez ostatnie dni, z ludźmi z którymi spędzałam czas, i nie mówię tutaj tylko o Zuzi i Kacprze, ale też o ludziach których tam poznałam i z którymi spotykaliśmy się i spędzaliśmy czas.

Dziwnie będzie na nowo przyzwyczaić się do 'polskiego' pokoju, dziwnie będzie bez dźwięków które do tej pory mnie otaczały - kłótni sąsiadów, syreny wozu z lodami, chrapania Kacpra, czy mamy z domu naprzeciwko co rano wołającej swoje rozwrzeszczane dzieci. Ale najbardziej jest mi smutno, ponieważ nie wiem, kiedy znowu zobaczę się z Zuzą i Kacprem.

Podczas tego wyjazdu wiele zobaczyłam, nabrałam nowych zwyczajów, poznałam ciekawych ludzi i trochę się nauczyłam. Jestem bardzo wdzięczna moim rodzicom za możliwość wyjazdu i przyjaciołom za to że mnie do siebie przygarnęli.

W tym momencie jestem gdzieś nad morzem północnym, a może nad Niemcami?
Wracam do domu.
Zobaczymy co przyniesie reszta wakacji.

 Buziaki,
M.

Ten o Londynie.


Wolverhampton mnie zachwyciło, Birmingham zauroczyło, ale to w Londynie się zakochałam.
 
Nasza Londyńska przygoda zaczęła się od małego mieszkanka na Croxley Road skąd wyruszyliśmy na zwiedzanie miasta. Piccadilly Circus, M&M World, Chinatown, Trafalgar Square, Big Ben, London Eye, Pałac Westminsterski, Hyde Park, Pałac Buckingham i Camden Town to miejsca jakie udało nam się odwiedzić. Pogoda była idealna na spacer - słońce i prawie 30 stopni. Londyn zwiedzaliśmy pieszo, z wyjątkiem ostatniego punktu - Camden Town, gdzie podjechaliśmy, chyba wszystkim kojarzącym się z Anglią, czerwonym autobusem.

Z jednej strony jestem osobą która lubi wypoczywać na plaży, spacerować górskimi szlakami czy małymi, urokliwymi uliczkami - z dala od tłumów i modnych miejsc. Z drugiej zaś strony, bardzo lubię odwiedzać stolice kraju w którym jestem. Londyn może wydawać się bardzo oklepanym miejscem - w końcu ujęcia Big Bena, czerwonych budek telefonicznych czy London Eye znajdują się na co trzecim zdjęciu na portalach z inspiracjami. Mimo to, kiedy przestanie się zwracać uwagę na tłum ludzi, ogromną ilość taksówek i czerwonych autobusów, można dostrzec piękną architekturę, ciekawe detale, urokliwe zakątki czy małe wyspy zieleni w środku miasta.



Jak wiecie studiuję architekturę krajobrazu, przez cały pierwszy semestr zastanawiałam się do czego przyda mi się historia sztuki... podział ściany w danej epoce, co to są maswerki i jakie mają najczęściej motywy, kolumny, portale, wimpergi, sklepienia, okna, czy budowa systemu przyporowego... uważałam to za wiedze w większości zbędną, bo przecież kto zażyczy sobie w ogrodzie gotycką świątynie czy barokowy pałac? Będąc w Angli, a szczególnie w Londynie i mając przed oczami 'żywy' przykład pięknej budowli reprezentującej styl gotycki, czyli Opactwo Westminsterskie, byłam zadowolona sama z siebie, że w tej głowie coś niecoś jeszcze zostało z tej historii sztuki i mogę rozpoznać rzeczy charakterystyczne dla danej epoki, a tym samym wiem co-nieco o budynkach które oglądam, a nie tylko pstrykam fotki 'bo to Londyn'.



A tu małe detale o których wspominałam wyżej. Są to ogromne słoje z 'marzeniami',
które możemy spotkać co jakiś czas na drodze pomiędzy głównymi punktami do zwiedzania.
Projekt był realizowany w ramach promocji filmu "BFG - bardzo fajny gigant".
 To co spodobało mi się w Londynie, to różnorodność i obojętność ludzi na to jak wyglądasz. Możesz przejechać środkiem drogi na rowerze w stroju spider mana i nikt nie zwróci na to szczególnej uwagi. 
 


Na Camden udaliśmy się głównie na stables market, czyli jeden z najpopularniejszych rynków w Londynie. To jest naprawdę niesamowite miejsce! Setki sklepików i straganów sprzedających wszystko - od alternatywnej mody, przez antyki, aż po jedzenie i wszelkiej maści pierdółki. My wybraliśmy się tam żeby coś zjeść, a przy okazji zobaczyć Camden high street, czyli ulicę gdzie nie można przejść obojętnie obok sklepów - fasadę większości z nich zdobi kilku - kilkunastokrotnie powiększony asortyment. 

I to by było na tyle z mojej Londyńskiej przygody. Nie odhaczyłam wszystkich punktów z mojej listy rzeczy do zobaczenia w Londynie, ale odhaczyłam większość z niej - mam nadzieję, że jeszcze uda mi się wrócić do Londynu i zobaczyć np.: muzeum Madame Tussaud  czy muzeum Harry'ego Pottera. 

Miłego dnia! 
Buziaki,
M.



Ten o kartce urodzinowej z motylami.

Pamiętacie deseczkowy album ? Jak już kiedyś wspominałam robiąc album na prezent urodzinowy staram się robić zestaw. Przeważnie wykorzystuje do tego te same papiery np w groszki, czy motyw jak np ważkę czy jelonka. Tym razem wspólnym elementem były motyle które wycięłam z tego samego arkuszu papieru. Niestety nie mogłam umieścić na kartce tych samych desek, ponieważ nie miałam więcej serwetki, ale moim zdaniem tak też jest dobrze. 




Co myślicie ? 
Buziaki,
M.

Ten o sowim albumie.

Ostatnio były chabrowe ważki, a dzisiaj mam dla Was drugi album z tego zamówienia czyli sowę
i pepitkę dla małej dziewczynki i jej mamy. 

Z tym albumem miałam taki problem, że nie wzięłam sobie z domu serwetek w groszki. Czas oddania albumów zbliżał się nieubłaganie,
a w Lublinie nigdzie nie mogłam dostać różowej albo czerwonej serwetki w groszki. Szukając notatek z geometrii wykreślnej natknęłam się na teczkę którą na szybko spakowałam w domu
w Jaworznie i znalazłam w niej cały plik białym serwetek w czarne groszki i to właśnie na te groszki padło kiedy zabrałam się za tę okładkę. Po naklejeniu wszystkiego, całość wydała mi się dość mdłą i nudna, dlatego dodałam od siebie różowe kropki i przemalowałam dziobek sówki aby pasował do wszystkiego. Tak jak w tamtym albumie, tak i w tym na rogi powędrowały metalowe narożniki, a na grzbiet sznureczek.

Biało - czarna pepitka idealnie komponowała mi się z różem, ale niestety nie mogłam zafundować dziewczynce biało - czarno - różowego albumu, więc sięgnęłam po róże, fiolety, ecru i moje  ulubione motylki w wydaniu delikatnym i uroczym, a także błyszczące, brokatowe taśmy washi - różową i miętową, które świetnie wpasowały się w kolorystykę albumu. Na koniec tak jak i w tamtym albumie, strony przycięłam koronkowym dziurkaczem.




Co myślicie ? 
Buziaki,
M.

Ten o albumie w chabrowe ważki.

Pamiętacie post w którym pokazywałam kartkę urodzinową z motylkiem i marudziłam
o organizacji pracy? Album który dzisiaj chce Wam pokazać, to idealny przykład tego, jak źle sobie ten czas organizuję. Nie jest to co prawda to zamówienie o którym tam wspomniałam, ale
z tym zamówieniem nie postąpiłam lepiej. Chyba słabo uczę się na błędach jeśli chodzi o albumy... 

To zamówienie obejmowało dwa albumy - nieco większe i nieco grubsze od tych które zrobiłam do tej pory, jeden dla rodziców na rocznicę ślubu - elegancki i kolorowy, a drugi dla dziewczynki
i jej mamy - wesoły i również kolorowy. 

Zamawiająca dała mi pełne pole do popisu, zarówno jeśli chodzi o wybór wzoru na okładkę, jak i kolorystyki, ale zasugerowała tylko, że bardzo lubi ważki. Od razu na myśl przyszły mi dwie serwetki które mogłabym wykorzystać do albumów - drobne ważki i sowa z pepitką. Sowę zostawiam sobie na następny post, a dzisiaj zapraszam Was na Chabrowe ważki.

Na początku miałam nie mały problem z tymi ważkami, ponieważ nic mi do niech nie pasowało. Będąc w domu na pierwszy weekend majowy, znalazłam w zbiorach mamy piękną serwetkę
w kwiaty, która delikatnie połyskiwała, zabrałam ją więc do Lublina i zaczęłam dopasowywać do siebie obie serwetki. Kwiaty oprócz tego, że się świeciły, miały delikatnie błękitne wykończenie. Spędziłam sporo czasu zastanawiając się co mi nie pasuje w tej okładce, aż w końcu wpadłam na pomysł, żeby dodać ważkom kilka niebieskich elementów. Nijak nie mogłam dobrać koloru farby, więc wszystko przemalowałam na chabrowy i na koniec użyłam mojego ulubionego srebrnego cienia do powiek maybelline color tattoo, który idealnie sprawdza się kiedy chce, żeby coś pięknie błyszczało (kiedyś wreszcie sprawie sobie pudry do embossingu i przestanę używać cieni do powiek...). Na koniec metalowe wykończenia rogów, sznureczek o który prosiła mnie zamawiająca i okładka gotowa!


 


 W środku miało być kolorowo, ale chciałam, żeby wszystko pasowało do okładki, dlatego poszłam w odcienie niebieskiego, turkusu, szarości i ecru, a jako dopełnienia wszystkiego użyłam pięknego, kolorowego papieru w motyle - to właśnie dzięki niemu zakochałam się w tym motywie, a ta praca zapoczątkowała moją miłość do nich. Oprócz kolorowego papieru strony zdobiły taśmy washi, półperełki i małe serduszka, a także każdą kartę w albumie przycięłam koronkowym dziurkaczem.
Buziaki,
M.

Ten o Birmingham.

W ubiegły poniedziałek razem z Zuzią pojechałyśmy do Birmingam. Naszym celem było sealife czyli oceanarium. Z małymi problemami związanymi z robotami drogowymi wreszcie dotarłyśmy na miejsce i już na wstępie obie zakochałyśmy się w pingwinach. 
Pingwiny, zaraz po żyrafach, to najsłodsze zwierzątka jakie widziałam, serio.

Przejście całego oceanarium zajęło nam trochę ponad dwie godziny. Po drodze widziałyśmy wszelkiej maści rybki, rekiny, meduzy, koniki morskie, rozgwiazdy, żółwie czy nawet żabki,
a także miałyśmy okazję pogłaskać rozgwiazdę czy ukwiał. 




Po drodze zbierałyśmy pieczątki, czytałyśmy ciekawostki i szukałyśmy w akwariach Doris, wesołej towarzyszki, która pomagała Marlinowi znaleźć Nemo. Miejsce niesamowite i urokliwe. 
Pingwiny można było rozróżnić poprzez kolorowe znaczki na skrzydełkach. Z tablicy mogliśmy wyczytać ich imię,
datę urodzenia czy z kim są połączone w pary.



Oprócz pingwinów jak dla mnie najlepszą atrakcją był tunel 360 stopni. Będąc w nim można było poczuć jakby się spacerowało wśród rekinów, ryb, płaszczek, żółwi czy innych morskich żyjątek. 
Po wyjściu z tunelu mogliśmy oglądać zbiornik przez rozmaite okna i wypukłości które ciągnęły się praktycznie już do samego wyjścia. 

Chociaż nie za bardzo potrafię pływać i troszeczkę boję się dużych, otwartych zbiorników wodnych, to woda bardzo mnie fascynuję i lubię wpatrywać się
w zwierzątka które w niej żyją. Chociaż nie mogłam długo wytrzymać w tunelu, ponieważ bardzo kręciło mi się tam w głowie, tak w tym oknie mogłabym siedzieć
 i siedzieć, ale niestety - inni też chcieli popatrzeć. 




Po oceanarium udałyśmy się na poszukiwanie ciekawego miejsca na obiad, padło na handmade burger i to był strzał w dziesiątkę! Domowej roboty meksykańskie hamburgery z awokado, salsą
i nachosami były pyszne, a do tego obsługiwał nas przemiły pan, który bardzo radośnie zareagował na naszą 'polskość' i przy składaniu zamówienia pochwalił się Zuzi, że umie powiedzieć coś w naszym języku.













 Jak na deszczową aurę Angli tego dnia pogoda nam sprzyjała, a przynajmniej do momentu powrotu do domu, do Wolverhampton. Oprócz kawałka centrum, byłam też w Erdington, dzielnicy Birmingham, gdzie przy jednej z główniejszych ulic naliczyłam chyba
z siedem polskich sklepów. 

Birmingham jest bardzo podobne do Wolverhampton, więc i w tym miejscu się zauroczyłam. Kanał wodny wzdłuż którego można spacerować, małe szeregowe domki, kołatki na drzwiach i pluszowe psy
w oknach... Birmingham nie różni się bardzo od Wolverhampton pod tym względem. To co bardzo mi się spodobało, to wielkie, szklane i nowoczesne budowle wzniesione ponad stare budynki
z kopułkami, łukami czy kolumnami. Idealnym przykładem jest bardzo nowoczesna i największa, publiczna, biblioteka w europie (zdjęcie po lewej), która znajduje się zaraz obok budynku wyjętego rodem ze starożytnej Grecji i wyglądającym jak Partenon. Ale niech Was nie zwiedzie wygląd tego budynku, to nie jest starożytna świątynia tylko ratusz (niestety nie mam zdjęcia tego budynku w całości, ale jego kawałek możecie zobaczyć dwa zdjęcia wyżej po lewej stornie, albo wygooglać Town Hall Birmingham). 

Nie mogę się już doczekać kolejnych spacerów, wyjazdów i odkrywania zakamarków. Zdjęć, wspomnień i nowych miejsc.

Buziaki,
M.

Ten o urodzinowym albumie dla Zuziaka.

Plan był taki: żółty, niebieski, kremowy i odrobina czerwonego, a na okładce przesłodkie minonki. Ale coś poszło nie tak... nie wzięłam z Lublina serwetki z której chciałam zrobić okładkę, a okazało się, że to jedyna taka w zbiorach moich i mamy, więc padło na coś innego... 
Długo zastanawiałam się co wziąć na okładkę i tak padło na śliczną serwetkę z ikei w drobne różyczki i szalonego kociaka z myszami w oczach, do tego trochę ciapek w odcieniach różu, czarnych kryształków
i okładka gotowa. Troszeczkę gorzej było ze środkiem, ponieważ nie miałam innych papierów pasujących kolorystyką do okładki, ale z braku czasu przed wylotem tak już musiało zostać.
A minionki muszą poczekać 'na zaś'.






Album bierze udział w wyzwaniu paperconcept.
Materiały ze skelpu: biała farba a'kryl renesans, papiery kolorowe i białe canson, metalowe narożniki do albumu simply crafting, dziurkacz brzegowy koronka dpcraft

Buziaki,
M.
Subskrybuj: Posty ( Atom )

Instagram

Archiwum

  • ►  2018 (17)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (1)
    • ►  września (2)
    • ►  sierpnia (2)
    • ►  lipca (3)
    • ►  czerwca (2)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  stycznia (1)
  • ►  2017 (56)
    • ►  grudnia (2)
    • ►  listopada (1)
    • ►  października (1)
    • ►  września (3)
    • ►  sierpnia (8)
    • ►  lipca (6)
    • ►  czerwca (6)
    • ►  maja (9)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (3)
    • ►  lutego (5)
    • ►  stycznia (5)
  • ▼  2016 (75)
    • ►  grudnia (25)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (6)
    • ►  września (10)
    • ▼  sierpnia (7)
      • Ten o moim powrocie do Polski.
      • Ten o Londynie.
      • Ten o kartce urodzinowej z motylami.
      • Ten o sowim albumie.
      • Ten o albumie w chabrowe ważki.
      • Ten o Birmingham.
      • Ten o urodzinowym albumie dla Zuziaka.
    • ►  lipca (7)
    • ►  czerwca (4)
    • ►  maja (5)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (3)
  • ►  2015 (44)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (2)
    • ►  października (4)
    • ►  września (1)
    • ►  sierpnia (1)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (1)
    • ►  maja (1)
    • ►  marca (1)
    • ►  lutego (3)
    • ►  stycznia (5)
  • ►  2014 (19)
    • ►  sierpnia (3)
    • ►  lipca (1)
    • ►  czerwca (3)
    • ►  maja (3)
    • ►  kwietnia (1)
    • ►  marca (5)
    • ►  lutego (1)
    • ►  stycznia (2)
  • ►  2013 (120)
    • ►  grudnia (4)
    • ►  listopada (4)
    • ►  października (5)
    • ►  września (8)
    • ►  sierpnia (7)
    • ►  lipca (15)
    • ►  czerwca (8)
    • ►  maja (11)
    • ►  kwietnia (7)
    • ►  marca (11)
    • ►  lutego (12)
    • ►  stycznia (28)
  • ►  2012 (99)
    • ►  grudnia (24)
    • ►  listopada (44)
    • ►  października (29)
    • ►  września (2)
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Distributed By My Blogger Themes | Designed By BThemez